W historii
każdego sportu wyczynowego jest przynajmniej kilku zawodników, którzy w trakcie
swojej kariery stają się „żywą legendą” uprawianej przez siebie dyscypliny.
Wyróżnia ich przede wszystkim ponadprzeciętny talent, a często również
otwartość oraz aparycja, która skłania dziennikarzy do proszenia o wypowiedź
tego, a nie innego gracza. Dziś opowiem Wam o biografii Giby, który jest dla
siatkówki tym, kim dla piłki nożnej Robert Lewandowski lub Cristiano Ronaldo.
Giba (a właściwie Gilberto Amauri de Godoy
Filho) przyszedł na świat 23 grudnia 1976 roku w Londrinie w południowej
Brazylii. Kiedy chłopiec miał zaledwie kilka miesięcy, lekarze zdiagnozowali u
niego ostrą białaczkę limfoblastyczną. Stan dziecka był na tyle poważny, że
rodzina zdecydowała się nie mówić zaniepokojonej matce o niezbyt korzystnych
rokowaniach. Malutki Gilberto zaskoczył jednak wszystkich, wracając do zdrowia.
Jego przypadek był szeroko omawiany na sympozjach i zapisał się na kartach
historii medycyny. Był to pierwszy moment, kiedy wszyscy przekonali się, że dla
przyszłego reprezentanta Brazylii nie ma rzeczy niemożliwych.
Giba jako nastolatek
zapragnął zostać sportowcem. Zbuntowany chłopak nie zamierzał jednak spełnić
marzenia ojca, który widział go w roli wybitnego piłkarza. Zamiast biegania za
piłką nasz bohater wolał odbijać ją palcami. Pewnego dnia postawił wszystko na
jedną kartę. Przyszedł do ukochanej mamy i oświadczył, że idzie na casting do
lokalnej siatkarskiej drużyny młodzieżowej. W odpowiedzi dostał ultimatum.
Jeśli w przeciągu dwóch lat nie osiągnie sukcesów, to będzie musiał na zawsze
porzucić swoje plany i przejąć rodzinną piekarnię. Giba udał się na trening,
gdzie dowiedział się, że, choć przejawia pewne zdolności…, to jest stanowczo za
niski, aby uprawiać siatkówkę. Nastolatek zareagował buntem, który skłonił go
do jeszcze większego wysiłku ma hali. Może dzięki temu kilkanaście lat później
ten wątły nastolatek miał w swoich zbiorach kilkanaście medali (w tym
upragnione przez większość sportowców złoto olimpijskie) oraz tytuły MVP.
„(…) wszystko zawdzięczam siatkówce. Tak więc muszę podziękować tej cudownej dyscyplinie sportu, która dała mi tak wiele: zwycięstwa i porażki, śmiech i łzy. Umożliwiła poznanie świata i nowych kultur, nawiązanie nowych przyjaźni i poszerzanie horyzontów".
Giba. W punkt. Autobiografia to dość nietypowa książka. Pełno w niej
skrajności i kontrastów, zupełnie jakby życie Brazylijczyka składało się tylko
z wielkich sukcesów i druzgocących porażek. Wydaje się, że wspomniany siatkarz
żyje według zasady „wszystko albo nic”. W autobiografii pisze zarówno o swojej
trudnej drodze na sam szczyt kariery sportowej, jak również o nieopatrznym
kontakcie z marihuaną, który zakończył się oskarżeniem o doping. Uważny
czytelnik z pewnością dostrzeże, że charakter Giby składa się z wielu
sprzeczności. Z kartek wyłania się bowiem dość religijny, rodzinny oraz przyjacielski
człowiek o ogromnym sercu, który bywa wymagający i wybuchowy. Wbrew pozorom
właśnie taki zestaw cech sprawił, że zawodnik stał się nieodzownym członkiem
„Złotej drużyny Rezende”, która przez wiele lat rządziła na światowych
parkietach. Trudno jednak zaprzeczyć, iż przejawiał on słabość do spirytyzmu i
pięknych kobiet.
Giba czasami bywa zbyt otwarty, zwłaszcza
kiedy wspomina o dość nietypowej kontuzji, której doznał niedługo po ślubie ze swoją
pierwszą żoną. Z drugiej strony w jego opowieści jest coś nietuzinkowego. Nie
brak w niej bowiem pewnej wrażliwości na tematy społeczne. Sportowiec
sygnalizuje, że siatkarki są gorzej traktowane przez władze klubów niż ich
koledzy po fachu, a w Brazylii jest duży kłopot z przestępczością. Opisy tych
zjawisk nie są jednak szeroko przedstawione, a jedynie wskazują, iż Giba jest
wnikliwym obserwatorem otoczenia. Jak słusznie zauważył Krzysztof Ignaczak w
swojej rekomendacji, ta autobiografia jest dowodem na to, iż siatkarze nie są
robotami, lecz zwykłymi ludźmi z krwi i kości.
A skoro już przywołałam postać jednego z najwybitniejszych polskich libero, to czas przejść do kwestii zasadniczej, czyli siatkówki. Giba w trakcie swojej reprezentacyjnej kariery, pełniąc przez kilka lat rolę kapitana, potrafił w nerwowych chwilach uspokajać drużynę, by w innych jako pierwszy podbiec do słupka sędziego, żeby wykłócać się o zmianę niewłaściwej w jego odczuciu decyzji. Lojalność w stosunku do kolegów z drużyny widać również w tej książce. Chociaż dowiadujemy się dość sporo o zakulisowych problemach ekipy Bernarda Rezende, to jednak część przyczyn ich zaistnienia nie zostaje czytelnikowi ujawniona. Giba pokazuje swój osobisty punkt widzenia na niektóre kwestie, lecz gdy musi przejść do oceny zachowania, które miało znaczący wpływ na wyniki reprezentacji Brazylii, taktownie milczy. Wszak stare siatkarskie porzekadło mówi, że to, co stało się w szatni, powinno tam pozostać.
A skoro już przywołałam postać jednego z najwybitniejszych polskich libero, to czas przejść do kwestii zasadniczej, czyli siatkówki. Giba w trakcie swojej reprezentacyjnej kariery, pełniąc przez kilka lat rolę kapitana, potrafił w nerwowych chwilach uspokajać drużynę, by w innych jako pierwszy podbiec do słupka sędziego, żeby wykłócać się o zmianę niewłaściwej w jego odczuciu decyzji. Lojalność w stosunku do kolegów z drużyny widać również w tej książce. Chociaż dowiadujemy się dość sporo o zakulisowych problemach ekipy Bernarda Rezende, to jednak część przyczyn ich zaistnienia nie zostaje czytelnikowi ujawniona. Giba pokazuje swój osobisty punkt widzenia na niektóre kwestie, lecz gdy musi przejść do oceny zachowania, które miało znaczący wpływ na wyniki reprezentacji Brazylii, taktownie milczy. Wszak stare siatkarskie porzekadło mówi, że to, co stało się w szatni, powinno tam pozostać.
Pomimo pewnej zachowawczości w książce
wytrawny kibic znajdzie w niej co najmniej dwa tematy od dawna frapujące
środowisko siatkarskie. Pierwszy z nich to system sędziowania, który nie zawsze
bywa obiektywny, a drugi to nieunormowane zasady zrywania kontraktów przez
zawodników. Giba nie ocenia tych zjawisk, a jedynie opisuje to, jak z nich
korzystał lub cierpiał z ich powodu.
Wydawnictwo SQN po raz kolejny udowodniło, że
jest jednym z liderów, jeśli chodzi o wydawanie biografii sportowych. Sięganie
po nie to czysta przyjemność, gdyż treści zwykle są uzupełniane zdjęciami, a
czcionka jest znakomicie dopasowana do wzroku odbiorców nawet tych, którzy
noszą na co dzień okulary. Tym razem jedynym potknięciem wydawcy jest korekta
pierwszych kilkunastu stron książki, ale przypuszczam, że to zwykły wypadek
przy pracy, który nie powinien wpłynąć na satysfakcję z lektury.
Według mnie publikacja opracowana przez Gibę
oraz brazylijskiego komentatora sportowego – Luiza Paulo Montesa, jest całkiem
ciekawa, chociaż muszę stwierdzić, że w pełni usatysfakcjonowani będą zapewne
nieliczni. Ci, którzy dotąd nie interesowali się siatkówką, zapewne mogą poczuć
się lekko zdezorientowani, kiedy siatkarz pisze o kulisach sportu, który
uprawiał, bez przybliżania choćby skrótów z najważniejszych meczów w swojej
karierze. Natomiast doświadczeni kibice stwierdzą, że o większości
zamieszczonych informacji już słyszeli. Do kogo więc skierowana jest ta
książka? Przede wszystkim do tych, którzy siatkówkę oglądają okazjonalnie lub
do osób szukających w tej autobiografii przede wszystkim człowieka, a nie
uznanego sportowca.
[1] MVP (skrót od ang. Most Valuable Player) – tytuł dla najbardziej wartościowego
zawodnika turnieju.
[2] Giba, Luiz Paulo Montes, Giba. W punkt. Autobiografia,
Wydawnictwo SQN 2016, str. 254.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.