Autor: Dorota Karaś
Tytuł: „Cybulski. Podwójne salto"
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-24043-50-7
Liczba stron: 384
|
Był nazywany polskim Jamesem Deanem.
O jego dość nieokiełznanym temperamencie i specyficznym podejściu do pracy
krążyły legendy. Ulubieniec tłumów, który we własnej rodzinie czuł się nieco
nieswojo. Kojarzony z jedną rolą, którą - jak mówią złośliwcy – odtwarzał przez
całą karierę zawodową, zmieniając jedynie miejsca akcji i dekoracje. O kim
mowa? Jeżeli interesujecie się historią polskiego kina, z pewnością już wiecie.
Jeśli jednak ten opis nic wam nie mówi, być może zainteresuje was biografia autorstwa
Doroty Karaś.
O fenomenie Zbigniewa Cybulskiego
nie słyszałam dotąd zbyt wiele. Wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze
okazji obejrzeć żadnego filmu z jego udziałem, stąd z tym większą ciekawością sięgnęłam
po kolejną książkę w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki. Już na pierwszych
stronach autorka publikacji mocno mnie zaskoczyła, gdyż rozpoczęła opisywanie
losów słynnego aktora niejako od końca, bo od jego podwójnego pogrzebu. Dlaczego
podwójnego?! Odpowiedź na to pytanie jest dość prozaiczna, chociaż patrząc na
cały biogram artysty można śmiało powiedzieć, że dualizm w różnej formie
towarzyszył mu przez całe życie.
Zamiast jednak skupiać się na aspekcie
tragicznej śmierci legendy polskiego kina, zacznijmy od czasów jego dzieciństwa,
czyli okresu, który przez wiele lat był białą plamą w jego ogólnie znanym
publicznym życiorysie. Zbigniew Hubert Cybulski przyszedł na świat 3 listopada 1927
roku w majątku Kniaże na Pokuciu. Tereny należące do jego dziadka z czasem
stały się dla wnuka smutnym symbolem końca sielankowego dzieciństwa. Po
wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski we wrześniu 1939 roku posiadłość Józefa
Jaruzelskiego została mu bezpowrotnie odebrana. Był to również moment, kiedy
rodzina Cybulskich została rozdzielona przez brutalną historię. Przyszły aktor
nagle został sierotą i wraz ze swoim młodszym bratem trafił pod opiekę krewnych.
Po latach okazało się, że rodzice Zbigniewa przetrwali czas wojennej zawieruchy.
Przyszły artysta po zdaniu matury
w jednym z dzierżoniowskich liceów, stanął przed wyborem swojej drogi zawodowej.
Pierwotnie Zbigniew chciał wybrać kierunek handlowy lub dziennikarski, ale po jakimś
czasie zrezygnował z tych planów i zdecydował się na Państwową Wyższą Szkołę Teatralną
w Krakowie. Choć sam wybór kierunku studiów utwierdził go w przekonaniu, że
chce zostać zawodowym aktorem, to równocześnie uświadomił mu, że jego sukces raczej
nie będzie związany z teatrem. Chłopak widział się, bowiem przed kamerą
filmową. Wynikało to poniekąd z faktu, że student był dość niepewny siebie, co
nie od razu dawało się zauważyć. W praktyce było dwóch Cybulskich, których
cechy zdawały się wykluczać, ale istniały obok siebie w trudnej do określenia
symbiozie.
Był Cybulski-aktor i Cybulski-człowiek.
Tego pierwszego znali wszyscy jako przystojnego bruneta w ciemnych okularach,
potrafiącego walczyć o swoje. Zbigniew w tej odsłonie mocno wierzył w
improwizację, więc rzadko odgrywał sceny tak samo, czym potrafił rozsierdzić
niemal całą ekipę realizacyjną. Taki styl pracy powodował czasem oszałamiający
efekt. Podobno jedna z najważniejszych scen w Popiele i diamencie wypadła tak
zjawiskowo, bo odtwórca postaci Maćka Chełmickiego po którymś z kolei dublu, postanowił
w trakcie sceny oprzeć się, gdyż padał ze zmęczenia. Wyrazy niesubordynacji
aktora na planie wcale nie wynikały z braku zrozumienia roli reżysera. Nasz bohater
był, bowiem pomysłodawcą teatrzyku studenckiego Bim-Bom, z którym święcił
triumfy w kraju i zagranicą.
Cybulski był szefem niezwykle
wymagającym. Swoich kolegów z Bim-Bomu traktował po przyjacielsku, ale wymagał
od nich bezwzględnego posłuszeństwa, punktualności oraz dbania o zdrowie na ile
to było możliwe. Źródłem takiego postępowania były jeszcze czasy szkolne, kiedy
przyszły aktor mocno udzielał się w harcerstwie jako drużynowy. Jak po wielu
latach wspominał, z okresu dorastania wyniósł wiarę w siłę wspólnoty.
Jednak, kiedy flesze aparatów
gasły, pewny siebie Zbigniew nagle zamieniał się w nieśmiałego i roztrzepanego
Zbyszka, który ledwo przypominał filmowego amanta. Wówczas ujawniała się dużo
mniej stabilna część jego osobowości. Nagle do głosu dochodziły zwykle skrywane
emocje oraz skutki traumy wojennej. Mało kto wiedział, iż gwiazdor, który
często stawiał drinki obcym, nie potrafił budować mocnych relacji rodzinnych,
pomimo że chciał być dla swego syna dobrym ojcem. Natomiast tym, co jako
pierwsze dało się zauważyć był fakt, że Cybulski wszędzie się spóźniał. Prawdopodobnie
było to związane nie tylko z faktem, że nasz bohater był zapracowany. Nim aktor
opuścił mieszkanie, musiał najpierw odnaleźć się w zostawianym przez siebie
bałaganie, a później wielokrotnie sprawdzić, czy wszystko zamknął. Nie wiemy na
pewno, czy mężczyzna cierpiał na nerwicę natręctw, ale jego niska samoocena
sprawiła, że dość szybko popadł w chorobę alkoholową.
Szeroka publiczność nie miała pełnej
świadomości problemów osobistych aktora, gdyż jego publiczny wizerunek szybko
stał się symbolem realizacji amerykańskiego snu dostosowanego do PRL-owskich
realiów. Cybulski żył niejako w dwóch światach. Występował w produkcjach
zagranicznych, a równocześnie dzielił ze „zwykłymi” Polakami szarość głębokiego
komunizmu. W jakimś sensie uosabiał rodzące się powoli pragnienie wolności, ale
równocześnie niegotowość do okazania jawnego buntu. Sprzyjał temu fakt, że mężczyzna
nigdy otwarcie nie mówił o swoich przekonaniach politycznych. Krótkie i intensywne życie nie było wcale niczym
szczególnym dla pokolenia twórców, których dorastanie lub wczesną dorosłość
przerwała II wojna światowa. Podobnie jak Bogumił Kobiela, słynny kompozytor
Krzysztof Komeda oraz pisarz Marek Hłasko, również Cybulski został zapamiętany nie
tylko dzięki swojemu niewątpliwemu talentowi, ale także tragicznej śmierci.
Choć Dorota Karaś w swojej książce Cybulski.
Podwójne salto w bardzo szerokim kontekście pokazała sylwetkę swojego bohatera,
to jednak nie odarła jej z nutki tajemnicy. Autorka dotarła do mnóstwa
unikalnych materiałów, jednak w różnych kwestiach pozostawiła czytelnikom kilka
niedopowiedzeń, co ma swoje wady i zalety. Brak w tej historii chociażby
krótkiej informacji, dlaczego przyjacielskie relacje Cybulskiego z Kobielą
nagle znikają z kart publikacji. Z
jednej strony ci, którzy pamiętają okres pracy twórczej Zbigniewa Cybulskiego, nie
będą czuli, że muszą czytać o rzeczach, które doskonale znają. Jednak, dla
pokolenia, które nie żyło w czasach PRL-u niektóre detale mogą być niejasne. Jest
moment, gdy w omawianej biografii pojawia się postać Wojciecha Jaruzelskiego,
który współcześnie kojarzy się jednoznacznie. Czy w związku z tym słynny
gwiazdor był spokrewniony z generałem, który ogłosił stan wojenny? Większość
znawców tematu twierdzi, że zbieżność nazwisk jest przypadkowa, ale nie
wykluczają, iż panowie mogli dalekiej linii być w skoligaceni. Niestety, Dorota
Karaś o tym nie wspomina, prawdopodobnie przypuszczając, że potencjalny
czytelnik o tym wie.
Tak się złożyło, że gdy większość
osób z mojego Dyskusyjnego Klubu Książki miało dopiero zaczynać lekturę pozycji
wydawniczej Cybulski. Podwójne salto ja byłam już jakiś czas po jej przeczytaniu.
Zostałam zapytana, czy to odpowiedni tytuł na rozpoczęcie przygody z biografiami.
Jeśli nie jesteście zagorzałymi fanami słynnego aktora lub nie lubicie nieco
naukowego stylu narracji, lepiej odłóżcie ten tytuł na później. Mnie sama forma
przekazu zupełnie nie przeszkadza, z racji tego, iż od tego typu książek oczekuję
przede wszystkim rzetelnie przywołanych i dobrze udokumentowanych w bibliografii
faktów, a pod tym względem nie można autorce niczego zarzucić. Faktem jednak jest,
że bezpośrednie cytaty włożone pomiędzy przemyślenia Doroty Karaś mogą wybijać
z rytmu niewprawionych czytelników.
Uważam, że Cybulski. Podwójne
salto to świetna biografia, pomimo, iż w trakcie lektury mocno odczułam, że
nie jest ona skierowana do mnie. Jako osoba, której nie dane było żyć w czasach
komunizmu, nie do końca odkryłam, dlaczego to właśnie Cybulski zawładnął sercami
tak wielu Polaków. Podejrzewam, że ci, dla których słynny amant był idolem, znają
odpowiedź na to pytanie. Sęk w tym, że każde pokolenie ma swoją ulubioną
gwiazdę filmową, którą bezgranicznie podziwia. A to, że zwykle ich dzieci nie
rozumieją tej fascynacji to już zupełnie inna kwestia.
***
Tekst powstał w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki realizowanego przez Gminną Bibliotekę Publiczną we Frysztaku.
Opinia bierze udział w wyzwaniu bibliotecznym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.