Pierwsze ślady obecności Żydów na terenie dzisiejszego Iranu dostrzegamy już w czasach biblijnych. Wzmianki o ich życiu codziennym na terenie ówczesnej Persji znajdujemy w księgach Izajasza, Daniela, Ezdrasza i Nechemiasza. To właśnie w tym rejonie geograficznym, znajdowało się tzw. państwo północne, które powstało po śmierci króla Salomona (ok. 931r.p.n.e) na skutek rozłamu Zjednoczonego królestwa Izraela na Królestwo Izraela (czyli wspomniane państwo północne) i Królestwo Judy. W 732r.p.n.e Państwo północne zostało podbite przez Asyryjczyków, którzy z czasem wypędzili mieszkającą w nim ludność pochodzenia żydowskiego. Do dziś nie jest pewne, jak potoczyły się dalsze losy tej grupy. Tradycja żydowska uznaje, że część ludzi, wchodzących w skład tzw. Dziesięciu Zaginionych Plemion Izraela ukryła się na ziemiach Medów, czyli na terenie północno-zachodniej części dzisiejszego Iranu, gdzie oficjalnie lub w ukryciu mogli wyznawać swoją wiarę.
Na przestrzeni wieków wyznawcy
judaizmu byli różnie traktowani przez kolejnych perskich władców. Po latach władania
Partów, w trakcie których Żydzi mieli dość dużą swobodę polityczno-religijną
oraz okresie panowania tolerancyjnego króla Shapura I (215-270), Żydzi poczuli
się dyskryminowani ze względu na swoją wiarę. Kraj pod wodzą kolejnych królów sasenidzkich
nie przypominał bowiem tego, który przetrwał w pamięci przeszłych pokoleń. Po
tym jak stracono kilku żydowskich przywódców religijnych, zaczęto żywić
nadzieję, że zataczająca coraz szersze kręgi pierwsza islamizacja Persji,
będzie dla Żydów szansą na poprawę losu. Jednak po przejęciu kraju przez
muzułmanów, zarówno przedstawiciele judaizmu jak również innych religii
nieutożsamianych z islamem, zostali uznani za tzw. Zimmi, czyli gorszych
obywateli imperium. Ten status pozwalał im wyznawać swoją wiarę, lecz byli przy
tym zmuszani do płacenia ogromnych podatków oraz danin, wynikających z
przymusowego zwolnienia ze służby wojskowej. Hebrajczycy mieli zakaz noszenia
broni oraz jazdy konnej, nie posiadali także większości praw społeczno-politycznych,
co wiązało się z obowiązkiem noszenia przez nich charakterystycznych ubrań,
które miały odzwierciedlać ich status.
Pod rządami Mongołów (1256-1318)
perscy Żydzi początkowo odczuli wyraźną ulgę ze względu na fakt uznania przez
państwo równości wszystkich wyznań. Argun-chan, który władał Imperium
Mongolskim w latach 1284-1291 uznał nawet, że to w gronie Żydów i chrześcijan
znajdują się osoby, mające właściwe kwalifikacje do zarządzania państwem. Ta
decyzja spotkała się ze sprzeciwem muzułmańskiego duchowieństwa, co w
perspektywie doprowadziło do brutalnych prześladowań Żydów po śmierci monarchy.
Sytuacja Hebrajczyków uległa jeszcze większemu pogorszeniu, gdy w 1295 roku Mahmud
Ghazan zdecydował na przejście na islam, co wiązało się z faktem, iż Żydzi
ponownie zostali uznani za Zimmi.
W XVI wieku władcy irańskiej
dynastii Safawidów uznali szyizm[1] za oficjalną religię
państwową. W związku z tym czciciele judaizmu oraz innych religii niezwiązanych
z islamem stali się dla wyznawców Mahometa rytualnie nieczyści. W praktyce
oznaczało izolację innowierców od muzułmańskiego społeczeństwa i powstawanie
odgrodzonych gett na obrzeżach irańskich miast. W tym miejscu należy zaznaczyć,
że ówczesne getta umożliwiały Żydom m.in. kultywowanie własnych tradycji bez
obawy ataku z zewnątrz. Równocześnie każdy jego mieszkaniec mógł czasowo
opuścić miejsce swojego zamieszkania pod warunkiem przestrzegania pewnych
obostrzeń. Żydom nie wolno było korzystać z łaźni publicznych, ani opuszczać
swoich domów w czasie opadów deszczu lub śniegu, gdyż istniało powszechne
przekonanie, iż mogą wówczas skazić niektórych muzułmanów. Wykaz dopuszczalnych
profesji wykonywanych przez wyznawców judaizmu był mocno ograniczony i skupiał
się wokół prac ogólnie uznanych za brudne, bądź niegodne prawdziwego
muzułmanina. Żydzi mogli barwić tkaniny, sprzątać ulice oraz kloaki, a także
pełnić rolę np. ulicznych grajków czy śpiewaków.
Choć większość ludności gett była
bardzo biedna, to wśród perskich Żydów znajdowała się także grupa uprzywilejowana,
która zajmowała się handlem opium. To właśnie stosunki handlowe m.in. z
Brytyjczykami pozwoliły części dziewiętnastowiecznych perskich Żydów na dość
wygodne życie. Niemniej wyznawcy islamu na nadal nie byli przychylni
innowiercom. Od 1860 r. perska społeczność żydowska podjęła wiele prób
uzyskania pomocy ze strony europejskich współwyznawców. Prośby te były pełne
opisów ubóstwa i prześladowań, z jakimi borykali się Żydzi w Persji. Poprawa
warunków nastąpiła dopiero po przejęciu władzy przez dynastię Pahlavi w 1925
roku. Mniej więcej do tego okresu odwołuje Parnaz Foroutan w swojej pierwszej
książce.
Fotografia perskich Żydów zrobiona w 2017 roku |
Kiedy
w 2016 roku na polskim rynku wydawniczym pojawiła się powieść Dziewczyna z
ogrodu, niemal natychmiast wzbudziła moje zainteresowanie. Książka Parnaz
Foroutan wydawała się, bowiem zupełnie zbieżna z moim gustem czytelniczym.
Liczyłam na to, że odnajdę w niej niezwykłą i nieznaną mi dotąd historię
perskich Żydów, którzy przez ogół muzułmańskiego społeczeństwa byli traktowani
wyłącznie jako wyklęci innowiercy. Miałam też ogromną nadzieję, że autorka,
opowiadając historię inspirowaną dziejami własnej rodziny, nie popadnie w dość
popularny schemat romansu osadzonego w arabskich realiach. Kiedy po niemal
dwóch latach od polskiej premiery, książka wreszcie trafiła w moje ręce w
ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, byłam niezwykle podekscytowana przyszłą
lekturą. Jednak po przeczytaniu blurba na okładce mój entuzjazm niespodziewanie
zamienił się w podświadome przeczucie, że książka nie spełni moich oczekiwań.
Będąc osobą z gruntu pragmatyczną, postanowiłam nie zwracać uwagi na zapaloną
gdzieś z tyłu głowy lampkę ostrzegawczą i po prostu zacząć czytać.
Gdzieś na przedmieściach Los
Angeles istnieje przepiękny ogród, w którym pośród wonnych kwiatów i zielonych
roślin znajduje się niepozorny krzew granatu. Tym rajskim miejscem od lat
opiekuje się dobiegająca kresu życia staruszka. Dla samotnej Mahbube przycinanie,
podlewanie i pielęgnacja rabat i grządek stanowi sens życia. Niestety
postępująca demencja sprawia, że kobieta powoli traci kontakt z
rzeczywistością. Coraz częściej myśli starszej pani powracają do czasów
dzieciństwa, które spędziła w Iranie oraz historii, która na zawsze pozostanie
w jej pamięci.
Przenieśmy się wraz z bohaterką do jej wspomnień z 1917
roku. Na obrzeżach miasta Kermanszah na
terenie getta żydowskiego mieszka majętny klan Malakutich. Jedną z
najważniejszych osób w rodzinie jest wdowa Zolecha, która przez wiele lat
samotnie wychowywała swoich dwóch synów, którzy teraz są dla niej podporą.
Starszy z nich z sukcesem pomnożył majątek po ojcu, dzięki czemu stał się
najbogatszym Żydem w okolicy. Aszer nie ma jednak tego, czego pragnie
najbardziej, czyli syna. Pomimo usilnych prób jego żona wciąż co miesiąc chodzi
do mykwy[2],
co jest namacalnym dowodem na to, że jego starania zakończyły się fiaskiem.
Sama Rachel czuje coraz większą presję zwłaszcza, kiedy słyszy od teściowej:
„No, córeczko! Już nie jesteś dzieckiem, od paru lat jesteś żoną. Pamiętaj: żadnego wstydzenia się, zapomnij o (...) głupstwach i potraktuj to jak swoje wielkie zadanie, które musisz po mistrzowsku wykonać - dla własnego dobra"[3].
Kiedy
młodszy z braci Ibrahim oznajmia, że za kilka miesięcy zostanie ojcem, Aszer
podejmuje decyzję, która na zawsze zmieni relacje w rodzinie. Stawia żonie
ultimatum nie do odrzucenia. Jeśli Rachel w najbliższym czasie nie zajdzie w
ciążę, to on będzie zmuszony zrobić coś, co radykalnie obniży jej status. W tym
miejscu zaczyna się wstrząsająca opowieść o miłości, zdradzie, zazdrości oraz
roli kobiet w fundamentalnej i odizolowanej społeczności żydowskiej.
Już na początku fabuły mamy
wrażenie, że jeden mały kamyk niepewności wzbudzi lawinę wszechogarniającego
mroku. Klan Malakutich ma to do siebie, że niemal każdy z jego członków składa
się z maksimum trzech często wykluczających się cech charakteru, wśród których
przynajmniej jedną możemy potraktować, jako przejaw najgorszych instynktów. W
związku z tym, większość postaci pełni w historii podwójną rolę – zarówno kata
jak i ofiary. Parnaz Foroutan chyba w niewystarczający sposób opisuje zarówno
sztywne zasady panujące w społeczności perskich Żydów, jak również ich stosunek
do reguł, które wymusza na nich muzułmańskie społeczeństwo, abyśmy mogli
prawidłowo rozeznać sytuację. To sprawia, iż odbiorca jest skłonny nakładać
współczesny system oceny. Wówczas bardzo
łatwo uznać, że Aszer – albo wręcz przeciwnie jego żona – są jedynymi winnymi. Tymczasem, kiedy nałożymy na przedstawioną
historię aspekt presji społecznej, to dostrzeżemy, że ocena ich postępowania
jest niejednoznaczna. Znając kontekst wydarzeń, doskonale zdajemy sobie sprawę,
co skłania konkretnych bohaterów do takich, a nie innych zachowań, co wcale nie
oznacza, że popieramy ich działania.
Tym, co wysuwa na pierwszy plan, jeśli chodzi o Dziewczynę z ogrodu jest ogromny ładunek emocjonalny, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że inspiracją do napisania powieści były realne wydarzenia, które z czasem w naturalny sposób stały się legendą. Początkowo Parnaz Foroutan chciała jak najwierniej odtworzyć losy swojej krewnej, ale dość szybko okazało się, że nie będzie to łatwe. Podobnie jak w przypadku wielu innych historii, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie w formie ustnych opowieści, w pamięci potomnych istniało kilka wersji tego, co tak naprawdę miało miejsce. Ostatecznie nie powstała, więc ścisła biografia, lecz inspirowana prawdziwymi wydarzeniami książka obyczajowa. Foroutan zdecydowała się zastosować dość niekonwencjonalny zabieg. Mianowicie wzięła wszystkie zasłyszane opowieści o życiu Rachel i włożyła je do swojej książki, nie zastanawiając się czy konkretne detale będą do siebie pasować. Jeśli w tym momencie zastanawiacie, jakim cudem Dziewczyna z ogrodu jest dość spójną, choć równocześnie chaotyczną powieścią, to śpieszę z wyjaśnieniem. Elementem spajającym całą fabułę są wspomnienia Mahbube, czyli postaci pełniącej rolę dość niezwykłej narratorki, której nie do końca możemy ufać. Staruszka (której pierwowzorem była babcia samej autorki) snuje swoją opowieść niczym baśń, by gdzieś po drodze przejął ją trzecioosobowy narrator, przypominający bezdusznego i łasego na sensację dziennikarza.
Długo zastanawiałam się, dlaczego Parnaz Foroutan
zdecydowała się połączyć dwie skrajnie różne konwencje literackie. Okazuje się,
że przyczyny tego działania leżą ponownie po stronie materiału źródłowego.
Autorka wybierając swoją główną bohaterkę, zapewne nie spodziewała się, że
Rachel zachowa się w pamięci najstarszych członków jej rodziny wyłącznie, jako
staruszka dobiegająca kresu życia. Stanęła, więc przed pytaniem jak ukazać
kobietę kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy była nastoletnią, młodą żoną.
Ostatecznie postanowiła skorzystać z najbardziej oszczędnego sposobu opisu
sylwetek bohaterów, który w założeniu miał idealnie współgrać z przyjętą
konwencją przekazu.
Na skutek dość chłodnej narracji zastosowanej
przez większą część książki ani przez moment nie czułam, że jestem we wnętrzu
osobistego dramatu bohaterów. Jako czytelniczka byłam gdzieś obok tej historii
niczym współczujący, a zarazem bezduszny widz. Tutaj ujawnia się styl, który
sama autorka nazwała w jednym z wywiadów czymś na kształt migawek z wieczornych
wiadomości telewizyjnych. W części fabuły, która toczy się w Iranie odbiorca
jest wręcz bombardowany scenami pełnymi melodramatyzmu lub okrucieństwa.
Narrator-dziennikarz nie ocenia, a jedynie notuje najbardziej sensacyjne
kawałki historii, pozostawiając osąd czytającemu.
Kontrastem dla realizmu jest
rozmyta baśniowa legenda snuta przez Mahbube. Dla mnie właśnie ta warstwa powieści jest
najbardziej intrygująca, chociaż nie ukrywam, że wciąż nie rozumiem, dlaczego
autorka, uznała za szczególnie bolesny fakt, iż staruszka nie dostawała cukierków
w dzieciństwie. Dalsze losy Mahbube ujawniają, iż źródło potężnej traumy tkwi
zupełnie innych wydarzeniach, przy których brak łakoci to najmniejszy problem. Tutaj warto zatrzymać się na moment, aby
wspomnieć o ogromnym potencjale pisarskim, który w moim odczuciu nie został do
końca wykorzystany, a widać go przede wszystkim w tych fragmentach, gdzie
pojawia się właśnie starsza pani. Już sam epilog, przypomina nieco biblijną
opowieść o Jakubie znanym z Księgi Rodzaju. Pierwszy rozdział to natomiast opis
wzorowany nieco na losach jego żon (choć w „Dziewczynie z ogrodu” Rachel jest
odbiciem postaci biblijnej postaci Lei, a nie swojej imienniczki). Odniesień
odwołujących się bezpośrednio lub pośrednio do Starego Testamentu znajdziemy w
książce kilka, niemniej poza opisem ogrodu, który przywołuje w dość oczywisty
sposób Eden, nie są one przenoszone do fabuły w skali jeden do jednego, stąd
czytelnik nie musi ich znać, by zrozumieć treść, pomimo że opisy żydowskich
obrzędów mogłyby na to wskazywać. To tylko taki mały smaczek przeznaczony
wyłącznie dla tych, którzy czytają Pismo Święte na co dzień. Jedyne, o czym warto wiedzieć, jeśli chodzi o
symbolikę powieści, jest znaczenie granatu. Otóż, według tradycji żydowskiej
owoc ten był utożsamiany z kobiecą płodnością, więc autorka celowo wprowadziła
go do fabuły.
Tym, co najbardziej rozczarowało
mnie w Dziewczynie z ogrodu są rozpoczęte, a później urwane wątki powieści. Parnaz Foroutan wspomniała kiedyś, że
pisząc swoją debiutancką książkę, chciała przede wszystkim wypróbować się w
wielu konwencjach literackich, gdyż owym czasie studiowała literaturoznawstwo
na jednym z uniwersytetów. Tę motywację widać w kilku momentach na drugim
planie powieści. Wygląda to trochę tak, jakby autorka odfajkowywała jakąś
listę, która sprawdza kompetencje dobrego pisarza. Świetnym przykładem na
potwierdzenie tej tezy jest moment, w którym zauważamy wprowadzenie elementu
grozy. Foroutan genialnie buduje napięcie do chwili, kiedy ma całkowitą
pewność, że potrafi zaintrygować czytelnika. Równocześnie, gdy osiąga ten cel,
nie czuje już potrzeby dalszego stosowania zabiegu, który nagle znika tak samo
szybko jak się pojawił. To sprawia, że akcja powieści znacznie przyśpiesza na
ostatnich kilkudziesięciu stronach, bo autorka nagle zdaje sobie sprawę, że
spróbowała już wszystkiego i czas ruszać do finału.
Choć Dziewczyna z ogrodu jest powieścią odważną, to jednak
są w niej miejsca, gdzie autorka ewidentnie bała się do końca wyrazić swoich
poglądów. Pewną wskazówką w tym względzie jest fakt, że Parnaz Foroutan, jako
mała dziewczynka wyemigrowała z rodzicami z Iranu do USA, by rozpocząć nowe
życie. W związku z tym, po latach, powracając do wspomnień rodzinnych,
prawdopodobnie musiała zmierzyć się z własnymi traumami z dzieciństwa. Trudno
więc dziwić się pewnej zachowawczości fabuły i dystansowi w narracji.
Spoglądając jednak na aspekt ukazanego na kartach książki podejścia do religii
Aszera i Ibrahima widać, że byłby to świetny materiał do postawienia
czytelnikowi uniwersalnych pytań oraz zastanowienia się, jaki wpływ mają
judaizm i islam na siebie nawzajem.
Pod względem technicznym Wydawnictwo Kobiece po raz kolejny
mnie nie zawiodło. Okładka jest śliczna i genialnie współgra z treścią
powieści, a ornamenty na pierwszych stronach kolejnych rozdziałów przykuwają
wzrok.
Nie
ukrywam, że Dziewczyna z ogrodu nie sprostała moim oczekiwaniom, choć
doskonale rozumiem, dlaczego Parnaz Foroutan właśnie za tą książkę otrzymała
stypendium PEN Clubu, grant Elizabeth George Foundation przyznawany
utalentowanym pisarzom oraz została nominowana do renomowanego programu
stypendialnego Hedgebrook. Pomimo moich uwag, była to pierwsza książka, po
zamknięciu której miałam wrażenie, że trzymałam w dłoniach nieudolne
streszczenie wybitnej powieści. To właśnie niewykorzystany potencjał sprawia,
że jeśli na polskim rynku pojawi się kiedyś kolejny tytuł Parnaz Foroutan bez
wątpienia po niego sięgnę. A Wam polecam czytać debiutancką powieść pisarki bez
zagłębiania się w szczegóły. „Dziewczyna z ogrodu” należy bowiem do tych
książek, które warto czytać jednym tchem, by w pełni odczuć tragizm sytuacji.
Ostrzegam jednak, że dla empatycznego czytelnika ta lektura może być bardzo
trudnym doświadczeniem emocjonalnym.
[1]
Szyizm, šī‘a, nazwa nurtu religijnego i politycznego w islamie, reprezentowany
przez liczne ugrupowania, opowiadające się za prawem czwartego kalifa
„sprawiedliwego” Alego Ibn Abi Taliba.
[2]
Mykwa - w judaizmie basen lub zbiornik z bieżącą wodą przeznaczony do rytualnych
kąpieli.
[3]
Parnaz Foroutan, „Dziewczyna z
ogrodu" Wydawnictwo Kobiece, 2016 s. 30-31
***
Tekst powstał w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki realizowanego przez Gminną Bibliotekę Publiczną we Frysztaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.