„Wszystkie jego dowcipy i żartobliwe uwagi […] wywoływały śmiech w reżyserce, ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że śmiano się o wiele głośniej, niż wskazywałaby na to jakość żartów. […] Zupełnie jakby te wszystkie obecne tam osoby zmuszały się do śmiechu. Dziwne jednak było to, że oddzielało ich od niego podwójne okno, więc nie mógł ich słyszeć i w żaden sposób nie mógł wiedzieć, kto śmiał się z jego żartów najgłośniej, a mimo to i tak w ten sposób reagowali”¹.
Muszę przyznać, że kiedy natrafiłam na przytoczony fragment w książce Sinatra. Miłość, muzyka mafia, doznałam pewnego rodzaju konsternacji. Pojawiło się, bowiem we mnie pytanie czy opisany śmiech był wyrazem bezbrzeżnego podziwu czy raczej oznaką strachu. W trakcie lektury biografii słynnego artysty to uczucie niepewności towarzyszyło mi wiele razy. Wszystko za sprawą faktu, iż słynny „Głos”, jak nazywano Sinatrę za czasów jego pierwszych, wielkich przebojów, uosabiał w sobie światło i ciemność, które istniały jakby obok siebie przez lata wykuwając jego legendę.
![]() |
Frank Sinatra z matką |
Podróż zaczynamy jednak w Hoboken w stanie New Jersey w Stanach Zjednoczonych, gdzie osiedlił się dziadek jednej z najjaśniejszych gwiazd amerykańskiej muzyki popularnej. Rodzina Sinatrów miała swoje korzenie prawdopodobnie w Agrigento we Włoszech, czyli w regionie, gdzie narodziła się sycylijska mafia. Jest to o tyle istotne, iż istnieje wiele dowodów, że gdyby nie ta słynna organizacja przestępcza - w tym jej szef Lucky Luciano - talent wokalny chuderlawego chłopaka nigdy nie zostałby zauważony. Jednak zanim Frankie wylądował na ulicy, by początkowo śpiewać w nocnych klubach o wątpliwej renomie, jego dzieciństwo nie przypominało sielanki. Życiem przyszłego wokalisty i aktora zawiadywała apodyktyczna matka, która na skutek komplikacji porodowych, doczekała się tylko jednego dziecka. To wydarzenie sprawiło, że kobieta przelała na jedynaka wszystkie swoje zawyżone oczekiwania i frustracje.
Frank już wkrótce uciekł w świat młodzieńczego buntu, przez który ostatecznie nie skończył szkoły średniej i został wyrzucony z domu. Ta sytuacja zaowocowała zerwaniem więzi rodzinnych na ok. dwa lata. Można przypuszczać, że to właśnie wówczas narodziła się fascynacja nastolatka jazzem i twórczością Binga Crosby’ego. Buńczuczny chłopak już wówczas mówił, że marzy by być największym wokalistą świata, lecz minęło kilka dobrych lat, zanim to pragnienie zaczęło się spełniać. Według relacji pierwszych współpracowników Sinatry, nie grzeszył on wówczas talentem, ale niewątpliwie zwracał uwagę kobiet. Może właśnie ten fakt sprawił, że zainteresował się nim uznany trębacz Henry James, a następnie Tommy Dorsey, któremu Frank zawdzięczał pierwszy szczyt swojej kilkudziesięcioletniej kariery, obfitującej w cudowne wzloty i niedające się z niczym porównać upadki. Sinatra postawił wszystko na jedną kartę. Zaczął brać lekcje emisji głosu, by po kilku latach opuścić swojego mentora i zacząć karierę solową. Właśnie wówczas stało się coś niezwykłego.
30 grudnia 1942r. Sinatra na zaproszenie Boba Weitmana zaśpiewał w Paramount Theatre w Nowym Jorku. Tego wieczoru zaczęła się pierwsza w dziejach muzyki zbiorowa histeria. Artysta występował przez dziewięć dni z rzędu przez kilka godzin dziennie przed grupą kilku tysięcy rozwrzeszczanych nastolatek, które mdlały na jego widok. Relacje niektórych świadków tych wydarzeń mówią nawet o tym, że nieletnie „podkolanówki”, okupowały salę koncertową, tylko po to, aby jeszcze raz usłyszeć Frankie’go. Jaki był powód tego zbiorowego szaleństwa? Czy można je wytłumaczyć tym, że Sinatra po latach będzie uznawany za jednego z mistrzów frazowania? A może prawda tkwi gdzie indziej?
Część znawców uważa, że tamtego wieczoru nie wygrał talent, lecz wyrachowane oszustwo. Z dzisiejszej perspektywy już wiemy, że Frank Sinatra był wspierany przez mafię, choć on sam przez całe życie konsekwentnie temu zaprzeczał. Przebieg jego kariery zdaje się jednak dowodzić, iż celowo mijał się z prawdą. Świadczy o tym chociażby zatrudnienie wątłego chłopaka w klubie Rustic Cabin, gdzie stołowali się szefowie gangsterskiego półświatka. To właśnie oni sporo zainwestowali w talent młodego wokalisty w nadziei, że ta inwestycja kiedyś się zwróci. Sam zainteresowany zdawał się nie przykładać dużej wagi do podejmowanego ryzyka. Uwielbiał życie na wysokim poziomie i póki mógł zapewniać swoim mocodawcom usługi pań lekkich obyczajów, czuł się bezpiecznie. Oczywiście, wiązało się to ze strachem, ale Sinatra w jakimś sensie podziwiał bandytów, od których był finansowo uzależniony. Dostrzegł to m.in. Francis Ford Coppola, który chciał na kanwie życiorysu piosenkarza stworzyć jedną z postaci w filmie Ojciec Chrzestny, jednak groźba pozwu ze strony artysty sprawiła, że ograniczono się tylko do jednej nic nieznaczącej sceny, w której jakiś muzyk przychodzi do don Corleone, by prosić go o pieniądze. Warto przy tej okazji nadmienić, że w książce Anthony’ego Summersa i Robbyna Swana znajdziemy kilka rozdziałów o związkach Sinatry, a także amerykańskiej mafii z kampanią wyborczą Johna F. Kennedy’ego, które rzucają ciekawe światło na jedną z potencjalnych przyczyn tragicznej śmierci 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
![]() |
Frank Sinatra (pierwszy od lewej) na spotkaniu z Johnem F. Kennedym (pierwszy z prawej) |
![]() |
Frank Sinatra z drugą żoną Avą Gardner |
Frank Sinatra był czterokrotnie żonaty, ale niemal wszystkie jego związki kończyły się fiaskiem. Pomimo że przy boku Barbary Marx mężczyzna odnalazł spokój w ostatnich dekadach życia, to wydaje się, że prawdziwą miłość spotkał wiele lat wcześniej w osobie swojej drugiej żony. Mężczyzna poznał Avę Gardner na okrągłym jubileuszu studia filmowego, dla którego wspólnie pracowali. On był już wówczas uznanym aktorem i piosenkarzem, a ona jaśniała blaskiem wschodzącej wielkiej gwiazdy Hollywood. Niemal od razu parę połączyło gorące i wyniszczające uczucie. Na pozór stworzeni dla siebie, nie mogli i nie umieli ze sobą być. To co łączyło ich najbardziej to ogromne ego, które nie pomaga w budowaniu trwałych relacji. Frank był zafascynowany pięknem kobiet. Jedne z nich traktował jak księżniczki, a inne zmuszał do aktów seksualnych wbrew ich woli. Ava natomiast nie pozostawała mu dłużna mając słabość do mężczyzn o latynoskiej urodzie. Kobieta kilkukrotnie dokonała aborcji wbrew woli Franka, bo bała się utraty idealnej sylwetki. Największym problemem pary było jednak ich wspólne uzależnienie od alkoholu. Ava po upiciu się padała nieprzytomna lub podejmowała spektakularne próby samobójcze. Z kolei jej mąż - wysokofunkcjonujący alkoholik – po opróżnieniu kolejnego kieliszka miał tendencję do bicia i grożenia śmiercią tym, którzy go nie doceniali Choć wybuchowość mężczyzny poniekąd doprowadziła do szybkiego rozwodu, piękna brunetka już na zawsze została dla niego punktem odniesienia i to jej cech szukał w późniejszych małżeństwach.
Niewątpliwie Summersowi i Swanowi udało się dość skrupulatnie przedstawić dwie twarze wielkiego artysty, co można uznać za spory sukces z racji tego, iż nie wszyscy członkowie rodziny Sinatry zgodzili się na udzielenie wywiadów, będących kanwą do snucia rozważań o życiu niezwykle skomplikowanego człowieka. Mnóstwo materiałów prasowych oraz dotarcie do kilkuset osób, które miały bezpośredni lub pośredni kontakt z gwiazdorem, pozwoliło niemal całkowicie wypełnić tę lukę, dzięki czemu czytelnik podczas lektury, skutecznie lawiruje pomiędzy bezgranicznym podziwem dla talentu wokalnego bohatera i obrzydzeniem, gdy poznaje jego niezwykle niebezpieczny i wybuchowy charakter. Drobiazgowy opis bogactw zdobytych przez Sinatrę imponuje, choć nie wiem, co kierowało autorami, że musieli podawać cenę każdego posiadanego przez niego przedmiotu i to przed i po denominacji dolara. Niewątpliwie jednak udało im się doskonale opisać całą dyskografię Amerykanina. Generalnie Miłość, muzykę i mafię powinien przeczytać każdy fan Franka Sinatry, by przekonać się, że nie ma na świecie ludzi nieskazitelnych, a za największą sławę, często płaci się niezbyt udanym życiem osobistym.
Pierwsze wrażenia z korzystania z oferty Depozytu Bibliotecznego
Sinatra. Miłość muzyka, mafia była moją pierwszą pozycją przeczytaną w ramach korzystania z usług Fundacji Depozyt Biblioteczny. Na potrzeby tego tekstu skupię się wyłącznie na aspektach stricte użytkowych, celowo pomijając kontrowersje, które były już szeroko omawiane na wielu forach internetowych poświęconych literaturze. Jako że Depozyt odkryłam dużo wcześniej niż większość użytkowników, od początku dużo ważniejsza była jakość oferowanych ebooków, miałam bowiem świadomość, z jakimi wyzwaniami technicznymi wiąże się digitalizacja cyfrowa zbiorów bibliotecznych. Książki, zwłaszcza te pierwotnie wydane wiele lat temu, muszą być przenoszone do baz cyfrowych przy zachowaniu dbałości o nienaruszalność materiałów źródłowych. Każdy, kto korzysta z czytelni wie, że kartki książek z czasem mogą zostać zabrudzone, a atrament z czasem blaknie. Te mankamenty sprawiają, że po przeniesieniu tekstu na komputer, często wymagana jest ręczna korekta, która bywa zawodna.W związku z powyższym, w mojej opinii o biografii Franka Sinatry, celowo pominęłam aspekt występujących literówek. Niemniej dla oceny technicznej pierwszego przeczytanego przeze mnie ebooka dystrybuowanego przez Depozyt Biblioteczny, przyjęłam, że zaakceptuję poniżej 10% pomyłek o ile nie będą się one nawarstwiać uniemożliwiając rozumienie treści. Pod tym względem byłam usatysfakcjonowana, zwłaszcza że w publikacji jest mnóstwo tytułów anglojęzycznych piosenek. Co jakiś czas przyjmowałam z uśmiechem pomylenie Imienia Dolly z polskim czasownikiem doiły. Jeśli chodzi o aspekty techniczne w tekście brakowało wyjustowania tekstu, podziału wyrazów i interlinii. Za to zadbano o znakomitą obróbkę fotografii i niemal idealne wydzielenie rozdziałów. Myślę, że Depozyt śmiało zasługuje na mocną czwórkę w szkolnej skali ocen, za jakość dokonanej digitalizacji. To całkiem dobry wynik.
---
¹ A.
Summers, R. Swan, Sinatra. Miłość, muzyka, mafia, Nowy Styl Wydawnictwo
Książkowe, Warszawa 2007, s. 447 (wg. zdygitalizowanej wersji, dokonanej przez
Krajowy Depozyt Biblioteczny)