Najtrudniejszy pierwszy krok
A jak to było z moim pierwszym czytnikiem i dlaczego go kupiłam? Pisałam już o tym w artykule z 2013 roku, ale wówczas nie wdawałam się w szczegóły, starając się wyjaśnić czym różni się czytnik od tableta. Sama dość długo zastanawiałam się nad kupnem czytnika, ale jedna wizyta u okulisty wszystko zmieniła. Podczas konsultacji po tym, jak powiedziałam czym się zajmuję, lekarka stwierdziła, że powinnam zrezygnować z wielogodzinnego czytania na komputerze, bo inaczej w przeciągu kilku lat wzrok pogorszy mi się do tego stopnia, iż żadne szkła korekcyjne nie pomogą. Wyszłam z gabinetu zdruzgotana. Miałabym porzucić albo znacznie ograniczyć moją największą pasję?! NIGDY W ŻYCIU! Musiałam po prostu znaleźć sposób, by zadbać o swoje oczy. Rozwiązaniem okazało się E Ink.
W ogromnym skrócie chodzi o technologię tak zwanego papieru elektronicznego, który dla ludzkiego oka imituje kartkę wypełnioną drukiem. Czy to prawda, czy raczej chwyt marketingowy? Z wieloletniej praktyki muszę stwierdzić, że prawda leży gdzieś pośrodku. Mimo dziesiątek godzin z czytnikami wciąż nie pamiętam, że pod każdym kątem tekst zachowuje się w zbliżony sposób jak tradycyjne kartki. Z drugiej strony, każdy coraz nowszy model urządzenia do czytania niepokojąco zaprzedaje plus bycia „zdrowym dla oczu” na rzecz powiększenia funkcjonalności. Czy to potępiam? Nie, bo to m.in. ja moimi decyzjami wpływam na taką drogę producentów. Mimo że uważam, iż mój pierwszy czytnik bardzo dobrze (jeśli nie najlepiej ze wszystkich moich urządzeń do czytania) radził sobie w warunkach wysokiego nasłonecznienia, to jednak łatwo zamieniłam go na model z podświetlanym ekranem, co stało się standardem kilka lat później. W chwili podejmowania decyzji o pierwszym zakupie nie miałam jednak bladego pojęcia czego oczekiwać. Trzeba, bowiem podkreślić, iż choć technologia e-papieru cały czas się rozwija, to wybierając E Ink wciąż musimy decydować się na kompromisy. Długa żywotność baterii i wygoda czytania na e-readerze będzie jednak elementem decydującym dla moli książkowych, czytających przez wiele godzin dziennie.
Z perspektywy czasu myślę, że gdybym dziś dokonywała pierwszego zakupu czytnika, to ryzyko, że się rozczaruję byłoby dużo większe. Po pierwsze dlatego, że obecnie jest dużo większy wybór modeli, a po drugie coraz więcej marek znanych z produkcji urządzeń mobilnych, robi czytniki na bazie ekranów ciekłokrystalicznych, nie wykorzystując technologii E ink. Na taki wariant decydują się zwykle osoby nielubiące kompromisów w aspekcie jakości obrazu. W tej sytuacji lepiej ten pseudoczytnik zamienić na pełnowartościowy tablet.
Ach te kompromisy!
Mój pierwszy czytnik PocketBook Touch (zdjęcie archwalne) |
Solidność kontra innowacyjność
`Wielu użytkowników czytników od Amazona argumentuje, że to czytniki Kindle są najlepszym wyborem, bo są bezawaryjne i niemal „wieczne”. Trudno z tym dyskutować. Kilka lat temu miałam okazję trzymać w dłoniach przez kwadrans czytnik Kindle Paperwhite 2, który był bezpośrednim konkurentem używanego przeze mnie wówczas PocketBooka Touch Lux 2. Muszę przyznać, że „kundelek” zachwycił mnie szybkością działania, ale to była jedyna znacząca zaleta tego modelu na pierwszy rzut oka. Eksperci branży twierdzą, że amerykańską i szwajcarską (a pierwotnie) ukraińską) firmę różnią przede wszystkim z jednej strony spojrzenie na to jaką rolę w naszym życiu ma książka elektroniczna, a z drugiej skłonność do wprowadzania nowych rozwiązań.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Amazon wyprodukował Kindle przede wszystkim po to, by promować swoją księgarnię, co oczywiście nie jest wadą, a przyjętą strategią firmy. Do „kundelka” nie podepniemy karty pamięci i nie zgramy audiobooków zakupionych w innych sklepach. Nie ma też co liczyć na łatwy dostęp do bibliotek cyfrowych typu Legimi czy Empik Go. W zamian dostajemy stabilność i jakość, która raczej nas nie zawiedzie, a na nowinki techniczne poczekamy dotąd aż Amazon stwierdzi, że wprowadzenie nowych funkcji będzie bezawaryjne.
PocketBook to producent czytników, który wciąż szuka nowych rozwiązań dla swoich klientów, stąd wybór ich produktów jest dosyć szeroki. To oni wprowadzili na rynek pierwszy czytnik wodoodporny i pyłoszczelny PocketBook Aqua i nie bali się eksperymentować z kolorowymi wyświetlaczami, pomimo że pierwsze próba ich zastosowania w urządzeniu o nazwie PocketBook Color Lux z 2012 roku było tak dużą katastrofą, że tylko nieliczni pamiętają, że coś takiego w ogóle istniało. Firma dziś bardzo wsłuchuje w potrzeby klientów, o czym świadczy wspomniana wcześniej współpraca z wypożyczalniami e-booków, czy też wprowadzenie tuż po pandemii czytnika PocketBook InkPad Lite z niemal dziesięciocalowym wyświetlaczem. Jednak będąc zupełnie szczerą, muszę Wam napisać, że pockety przez tę pogoń za nowoczesnością, nie zawsze od razu spełniają nasze oczekiwania, a niektóre funkcje w zależności od modelu bardziej lub mniej szwankują. Ale to już kwestia, którą omówię w kolejnej części cyklu czytnikowego, na który już dziś Was zapraszam.
Tymczasem jestem niezwykle ciekawa Waszych pierwszych, czytnikowych doświadczeń. Czym się kierowaliście przy wyborze pierwszego czytnika albo czy wciąż zastanawiacie się, czy warto go kupić? A może jesteście tradycjonalistami i uważacie, że ebooki to dla Was tylko marny substytut papierowej książki? Czekam na Wasze komentarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.