Ads 468x60px

sobota, 11 listopada 2017

Stephen King - Prosektorium numer cztery

Autor: Stephen King
Tytuł opowiadania: ,,Prosektorium numer cztery"
Utwór znajdziesz w zbiorze ,,Wszystko jest względne.  14 mrocznych opowieści"
Tłumaczenie: Paweł Praski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-76480-73-2
Data wydania: 18 października 2007
Był późny wieczór. Cały mój dom był już pogrążony w mroku. Jedynym dźwiękiem, który zakłócał ciszę, było miarowe tykanie zegara. Uznałam, że jest to znakomity moment, aby sięgnąć po opowiadanie Stephena Kinga.  Zakopałam się pod kołdrą, wyciągnęłam moją komórkę, która od pewnego czasu pełni u mnie rolę drugiego czytnika i udałam się w literacką wycieczkę do prosektorium  numer cztery, gdzie zabieram teraz również was. Żeby jednak mogło to nastąpić, wyobraźcie sobie sytuację, w której znalazł się niejaki Howard Cottrell. Na naszym bohaterze ma być dokonana sekcja zwłok. Jest tylko jeden problem – ON ŻYJE… z tym, że nikt o tym nie wie. A może nasz narrator jednak zmarł, bo jak wytłumaczyć fakt, że jego serce nie bije, a płuca nie pracują? Howard ma jednak świadomość, że już za kilka minut ktoś wbije skalpel w jego ciało, a on zginie naprawdę. Czyż to nie okropne?!

21 września król horroru świętował swoje siedemdziesiąte urodziny. Dla mnie była to znakomita okazja, aby po raz kolejny dołączyć do wirtualnych obchodów Ogólnopolskiego Dnia Czytania Stephena Kinga organizowanego przez autorkę strony Kącik z Książką. Podobnie jak w zeszłym roku. mimo ambitnego planu sięgnięcia po Lśnienie lub Skazanych na Shawshank,  skończyło się na maleńkim opowiadaniu pt. Prosektorium numer cztery, pochodzącego ze publikacji Wszystko jest względne, 14 mrocznych opowieści. Jeśli jesteście wiernymi czytelnikami mojego bloga, zapewne pamiętacie, że rok temu pisałam wam o utworze 1408, który znajduje się w tym samym zbiorze opowiadań. O ile w tamtym przypadku punktem wyjścia był film w reżyserii Mikaela Håfströma, który bardzo mi się podobał, o tyle tym razem zdałam się na ślepy traf i sięgnęłam po pierwszy utwór ze spisu treści. Choć osobiście lubię mroczniejszą stronę twórczości Kinga, to tym razem podświadomie czułam, że będę zawiedziona. Zwykłam nie ufać swoim przeczuciom, pomimo iż zazwyczaj się sprawdzają, stąd postanowiłam czytać Prosektorium numer cztery w dość specyficznych warunkach, o których już wspomniałam.



Zaskoczyło mnie to, że opowiadanie wzbudziło we mnie totalną obojętność, co było dość dziwne zważywszy na fakt, że King pisze o jednym z moich największych niepokojów. Uśmiercenie żywego człowieka powinno przerażać. Dlaczego w przypadku Prosektorium numer cztery tak się nie dzieje? Cóż, najpierw zastanawiałam czy to nie jest moja wina. Trudno powiedzieć, że opowiadanie jest inne niż większość krótkich form tego autora. Charakterystyczne metody budowania napięcia sprawiły, że przez całą lekturę prowadziłam ze sobą wewnętrzny monolog. Co jakiś czas mówiłam sobie w myślach „Anka w tym miejscu powinnaś się bać, a ty nic nie czujesz. Czyżbyś była bezduszna?!”.

Szczerze mówiąc, nie potrafiłam utożsamić się z emocjami bohatera. King skupił się na odczuciach, a nie samej postaci Howarda, w związku z czym czytelnikowi bardzo łatwo go uprzedmiotowić. O życiu mężczyzny nie dowiadujemy się zbyt wiele, a jego imię w całym utworze pojawia się tyko kilka razy. Myślę, że jedna scenka na polu golfowym to jednak zbyt mało, by polubić bohatera.

(Maria Sieglinda von Nudeldorf,  CC BY-SA 4.0. File:Eyelid vitiligo 06.jpg ,utworzone: 27 stycznia 2006)

Dla mnie największym mankamentem Prosektorium numer cztery okazało się rozmycie głównego wątku. Nie spodziewałam się, że jako osoba, która szuka w literaturze odnośników do popkultury anglojęzycznej, kiedykolwiek napiszę, że Stephan King przesadził z ilością  odwołań do kultury. To zadziwiające, że w opowiadaniu, gdzie powinien dominować niepokój, na pierwszy plan wysuwa się muzyka zespołu The Rolling Stones. Zastanawiałam się nawet czy nie  zamieścić w tym tekście odsyłaczy do konkretnych piosenek, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam, bo chciałabym poruszyć jeszcze jedną wątpliwość, wynikającą  z zastosowania w fabule muzyki.

Mam pewien problem z ogólnym wydźwiękiem tego opowiadania. Stephan King balansuje gdzieś między sarkazmem, a elementami czarnego humoru, a także wiąże emocje z tekstami piosenek. Trudno mi jednak stwierdzić, na ile autor jest sarkastyczny a na ile zabawny, pisząc o tym, jak jeden z bohaterów bawi się żuchwą nieprzytomnego Howarda, udając że ten śpiewa When a man loves a woman Michaela Boltona w kierunku pani patolog, która prywatnie jest samotną kobietą. Podejrzewam, że nie mamy z panem Kingiem takiego samego poczucia humoru, więc to nie jest żaden zarzut, miemniej po lekturze Prosektorium numer cztery  wciąż nie wiem, czy amerykański pisarz trywializuje bawienie się bezwładnym ciałem, czy bezkompromisowo potępia to zachowanie. Jeśli czytaliście opowiadanie koniecznie napiszcie mi w komentarzu, która możliwość jest waszym zdaniem trafniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.