Ads 468x60px

niedziela, 9 kwietnia 2017

Muzyka między kartkami #4


Ella Fitzgerald
Minął tydzień, więc czas na kolejną notkę muzyczną inspirowaną „Kolejami losu”. Mam wrażenie, że dzisiejsza bohaterka powinna pojawić się w poprzednim wpisie, gdyż jedna z jej piosenek jest niejako hymnem powieści Judy Blume. Ta melodia na kartach książki przywoływana jest nie raz, lecz kilkukrotnie. Jedna z bohaterek zna wszak tekst piosenki „How High The Moon” niemalże na pamięć, powracając do niej w chwilach największego niepokoju. Zanim jednak zajmiemy się literacko-muzycznymi odwołaniami w fabule, poznajmy krótki wycinek biografii piosenkarki, która wylansowała ten przebój.

Ella Jane Fitzgerald przyszła na świat 25 kwietnia 1917 roku w Newport News w stanie Wirginia (USA), Co ciekawe dziewczynka, która w przyszłości miała być nazwana „Pierwszą damą piosenki” (z ang. First Lady of Song) nie od razu widziała swoje miejsce przed mikrofonem. Jej pasją w dzieciństwie był taniec, ale zetknięcie z twórczością tak znanych sław jak Louis Armstrong, Bing Crosby czy Connee Boswell sprawiło, że Ella skierowała swoje kroki w kierunku jazzu.  Jej muzyczna droga rozpoczęła się od występów w Apollo Theater w Harlemie, gdzie dzięki wygranej w konkursie młodych talentów, zauważył ją Tiny Bradshaw. Kariera przyszłej legendy jazzu rozkwitła jednak z chwilą rozpoczęcia kariery solowej w 1942 roku. Ella znakomicie odnajdywała się, w rodzącej się właśnie, pozwalającej na eksperymenty fali swingu. Przełomem okazał się rok 1945, gdy na rynku fonograficznym ukazała się płyta „Flying Home" uznana przez New York Times za najbardziej wpływowe nagranie jazzowe ówczesnej dekady. Ella Fitzgerald współpracowała z najsłynniejszymi muzykami tamtego okresu. U jej boku występowali choćby Benny Goodman czy Louis Armstrong. Z tym ostatnim stworzyła takie hity jak „Cheek to Cheek" czy Stars Fell On Alabama".  W 1950 roku ukazał się krążek „Ella Swings Gershwin", który otworzył przed wokalistką możliwość współpracy z firmą fonograficzną Verve, dzięki której pojawiły się na rynku muzycznym krążki, które weszły w skład kanonu określanego, jako „Great American Songbook".






Układając listę utworów do tego wpisu, zauważyłam pewną zbieżność tytułów, na które powołała się Judy Blume. Jest w nich mowa nie tylko o miłości, ale również o niebie i księżycu. W pewien sposób te piosenki nieodzownie łączą się z pewnym motywem, występującym w „Kolejach losu”. Jak powszechnie wiadomo masowe postrzeganie miejsca człowieka we wszechświecie zmieniło się z chwilą, kiedy Neil Armstrong postawił stopę na Księżycu 20 lipca 1969 roku.  Do tamtej pory dla większości osób kosmos był czymś nie do końca uchwytnym, stąd stał się dobrym obiektem do opisu uczuć.  Amerykańska pisarka zamieniła jednak perspektywę czytelnika, pokazując, że patrząc w niebo możemy czuć niepokój związany z tragedią, której nie można zapobiec.

\

Oczywiście, powyższy akapit to moja własna interpretacja, jeśli chodzi o wizję doboru piosenek. Dużo bardziej prawdopodobne jest to, że Blume kierowała się swoimi własnymi wspomnieniami szlagierów z dzieciństwa, zwłaszcza że w postaci Miri, uważny czytelnik może dostrzec samą pisarkę. A może to tylko złudzenie? Jedno jest pewne – kilkanaście występujących w powieści piosenek nie da się dopasować do jednej konwencji. Możemy tu mówić raczej o ukazaniu dekady lat pięćdziesiątych w ich muzycznym bogactwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.