Ads 468x60px

sobota, 14 września 2013

Maria Rodziewiczówna - Hrywda


Autor:  Maria Rodziewiczówna
Tytuł: „Hrywda
"
Wydawnictwo: Continental
ISBN: 8385322086
Rok wydania1991
Liczba stron: 214
Czasem, niektóre książki wcale nie zachęcają, by wziąć je do ręki. Do tej grupy zalicza się „Hrywda”. Pobieżnie kartując strony, nieodzowne staje się skojarzenie z jedną z najbardziej znienawidzonych lektur. Porównanie utworu z „Chłopami” Reymonta, jest,  jak się wydaje nieuniknione, ale co ciekawe książka Rodziewiczówny kładzie nacisk na zupełnie inne aspekty, niż te podkreślane przez naszego noblistę. Choć na początku ciężko wtopić się w przedstawianą rzeczywistość, to jednak ostatecznie warto ją poznać.
No ale po kolei… Tytuł powieści to nazwa miejscowości, w której umieszczona została akcja.. Zawzięty geograf znajdzie  jej  odpowiednik na terenie dzisiejszej Białorusi, ale należy wiedzieć, że kiedy autorka o niej pisze, tereny te należą do terytorium naszego kraju. Paradoksalnie, czytelnikowi wydaje się, że ta wioska leży na końcu świata i doskonale nadaje się na miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Główna oś fabuły skupia się wokół losów dwóch rodzin. Huce są dosyć dobrze sytuowani, choć przez niektórych uznawani za zdrajców, gdyż nie ukrywają, że żyją z usług dla właściciela tych ziem.  W opozycji do nich wegetuje rodzina Hubeniów. Sydor, głowa rodziny, tworzy istne piekło dla swoich bliskich. Jako nałogowy alkoholik nie szczędzi swojej rodziny. Pod wpływem jednego z ataków szału katuje swoją żonę doprowadzając ostatecznie do jej śmierci. Mogłoby się wydawać, iż takie zachowanie powinno spowodować otrzeźwienie. Wśród ludności wiejskiej dominuje jednak pogląd o biciu kobiet z miłości. Z dnia na dzień w chacie Hubeniów zaczyna dziać się coraz gorzej. Głowa rodziny nadal przesiaduje w karczmie, a wszystkie gospodarskie obowiązki przejmuje Kalenik.
Chłopak to sierota. Przyszedł do swojego wuja po śmierci rodziców i po pewnym  czasie stał się prawdziwym gospodarzem. Książka to zapis roku z jego życia przepełnionego bólem, strachem i nadzieją na lepsze jutro. Tym, co wyróżnia młodzieńca, jest niespotykana miłość do ziemi przodków oraz zwierząt. Jego praca jest doceniana przez wszystkich – oprócz domowników,  co powoduje coraz większą frustrację młodzieńca. Bohater pragnie  poślubić Łucysię, piękną, pracowitą dziewczynę, która mieszka z matką w jednym z najuboższych domów, Na przeszkodzie staje zarówno opinia sąsiadów, jak i osobiste przekonanie Kalenika, iż spełnienie pragnień będzie oznaczało zdradę przyjętych przez niego przekonań, by jak najmniej kontaktować się z  dworem, gdzie usługuje jego ukochana. Punktem honoru staje się również zapewnienie określonego stanu majątkowego wybrance, co jest rzeczą niewykonalną, przy pijaństwie wuja. Pojawia się szansa by zmienić los, tylko czy bohater to dostrzeże i wykorzysta?
Autorka obrazuje w dość specyficzny sposób ludność chło***pską. Nie brak w jej naturalistycznych scen katowania i bestialstw wewnątrz społeczeństwa wiejskiego. Niemal *każdym kroku obserwuje się znieczulicę, a stopniowo postępująca demoralizacja przeraża. Ludzie nie boją się otwarcie okradać nie tylko dworu, ale również swoich sąsiadów, Religijność jest na pokaz, bo przecież i tak prym wiedzie wiara w gusła. Na tym tle Huce to swoista oaza dla głównego bohatera, który się jednak jej boi.
Chyba jedyną wadą książki jest jednostronne  spojrzenie i idealizacja  właścicieli ziemskich. Autorce nie udało się ukryć swojego pochodzenia co widać w postawie łaskawego  Pana, który w pewnym momencie  przyzna, że jest pobłażliwy, gdyż raczej nie wierzy w naukę zwykłych rolników, poza kilkoma wyjątkami.  Taki punkt wynika prawdopodobnie z przeżyć rodziny Rodziewiczówny, którzy byli zesłani w związku z pomocą w powstaniu styczniowym. Po latach banicji młoda Maria wróciła do kraju i z czasem przejęła folwark w Hruszowej.
Powrócę na chwilę do porównania „Hrywdy” z „Chłopami”. Nie da się ukryć swoistych podobieństw. Zacznijmy od głównej tematyki utworu. Na tle innych pozytywistów pisanie  o ludności wsi nie było niczym szczególnym. Rodziewiczówna zrezygnowała z kwiecistych opisów przyrody, choć widać podział powieści na dwanaście rozdziałów zatytułowanych nazwami miesięcy (od stycznia do grudnia). Autorka generalnie zastosowała dialog, do pokazania działań postaci. Gdy u Reymonta powieść wydaje się opisem hermetycznej społeczności, tutaj w tle mamy zarządcę folwarku, który choć w fabule pojawia się sporadycznie, to jednak ma wpływ na życie ludzi. 
Generalnie polecam podróż do literackiej Hrywdy, przede wszystkim ze względu poruszające sceny i niezwykły obraz głównego bohatera. Osobiście jednak nie preferuję mojego wydania, gdyż przypisy do tekstu są zamieszczone w nawiasach, a nie u dołu strony, co może zakłócić rytm czytania.

***
Bardzo miło mi donieść, że ten tekst został nagrodzony w konkursie na recenzję tygodnia 9 - 15 września w portalu Lubimy Czytać




45 komentarzy:

  1. Lubię tę autorkę. Mam w domu dwie jej książki - "Jerychonka" i "Nieoswojone ptaki". Tę drugą już przeczytałam, a pierwsza wciąż czeka. Dzięki za polecenie kolejnego tytułu. :-) Na okładkach moich egzemplarzy autorkę wydawca porównuje do Jane Austen. Uważam, że niesłusznie, bo to zupełnie inny klimat niż u Miss Austen. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rzeczywiście niezbyt trafne porównanie. Nie da się ukryć, że książka jest osadzona w polskich realiach i bardziej kojarzyłaby mi się Mniszkówna i jej "Trędowata" (choć opieram się jedynie na adaptacjach, a książki nie miałam jak dotąd w ręce) i to bardziej nie ze względu na treść, ale zbliżone dylematy niektórych postaci. Tylko czy to by się w dzisiejszych czasach sprzedało?

      Usuń
  2. W latach 90-tych okładki książek były koszmarne, a przynajmniej ta taka jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na okładkę na pewno bym jej nie wybrała :) Zdecydował raczej przypadek. Książkę wybrała mi na chybił - trafił moja siostra.

      Usuń
  3. Straszna okładka. Brrr.. Ale wnętrze już lepsze, czytając Twoją recenzję. Może się skuszę za jakiś czas. Teraz moje zaległości czytelnicze są koszmarnie dłuuugie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę jak najszybszego nadrobienia czytelniczych zaległości. Przyznam, że Cię niezmiernie podziwiam, że tyle czytasz, biorąc pod uwagę charakter Twojej pracy.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Tej książki Rodziewiczówny nie posiadam, a mam ich parę sztuk. Koniecznie muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Ci ją. Znając już nieco Twój gust, myślę, że powinna Ci się spodobać.

      Usuń
  5. Z Rodziewiczówną do czynienia jeszcze nie miałam, mimo że posiadałam kiedyś jedną z jej książek, ale...co się odwlecze... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio czytana przeze mnie książka tej niedocenionej przez lektury szkolne pisarki, to Dewajtis. Ale wspominam dobrze także inne tytuły, przede wszystkim "Lato leśnych ludzi", którą polecam. Napisała bardzo wiele książek, ubolewam, że znam zaledwie 1/4, ale postanawiam się poprawić. Tak się składa, że lubię, cenię książki tego nurtu, które mają w sobie więcej prawdziwego patriotyzmu, niż też wszystkie ciężkie lewackie Tuwimy. Taką lit. warto promować. Kiedy patrzę na zdjęcia grobów takich ludzi jak pani Marii, jest mi przykro. Iluż to pseudo poetów/poetek wynosi się dzisiaj pod niebiosa a tych najwartościowszych skazuje się, jak za najgorszych stalinowskich lat, na zapomnienie.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, niestety zgadzam się z Tobą. Autorka była bardzo płodną pisarką, stąd znanie 1/4 jej utworów to powód do dumy. Ja zdecydowanie za mało czasu poświęciłam pozytywistom w szkole, gdyż wtedy wybitnie nie nadążałam z czytaniem kolejnych opasłych lektur. Teraz staram się, choć w części, nadrobić zaległości.

      Pozdrawiam serdecznie dziękując za komentarz :)

      Usuń
    2. Kiedyś, przypadkiem, również sięgnąłem po "Lato leśnych ludzi" i potwierdzam, że to wspaniała lektura :)

      Usuń
    3. W takim razie powinnam zacząć rozglądać się za tą lekturą :)

      Usuń
    4. "Lato leśnych ludzi" było kiedyś lekturą, jeszcze za czasów młodości mojej mamy. Ją właśnie w szkole zarażono Rodziewiczówną. Mnie się "Hrywda" podobała ogromnie, choć np. "Straszny dziadunio" podoba mi się o wiele bardziej. Wielbicielom autorki polecam również bardzo gorąco Juliana Kawalca - to taka Rodziewiczówna w spodniach, pięknie napisane historie.

      Notabene: bardzo dobra recenzja. :-)

      Usuń
    5. Dziękuję za polecenie autorki, która była mi dotąd nieznana i miły komentarz.

      Usuń
  7. Rodziewiczównę czytywałam w czasach licealnych, może sobie przypomnę, powspominam nad lekturą:) Okładka chybiona, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powspominać zawsze miło :) Okładka to kwestia gustu, ale przyznam, że akurat ta nie zachęca do czytania. Na szczęście dla mnie okładka ma zwykle drugorzędne znaczenie.

      Usuń
  8. Z książkami Rodziewiczówny bywa różnie. Jedne są świetne, inne niekoniecznie. Jeśli jednak ta jest interesująca, mogę się na nią skusić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zbieram jej książki,które teraz są wydawane jako kolekcja :) Na pewno kiedyś się zabiorę do czytania tych tomików ":) Potwierdzasz fakt, że warto czytać tę autorkę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że jest taka seria. Miło to wiedzieć.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Naprawdę nienawidzisz "Chłopów"? Jeśli tak, to w sumie byłby to kolejny dowód na to, że nie ma skuteczniejszego sposobu na zniechęcenie do danej powieści, niż umieszczenie jej na liście lektur szkolnych :) Biedny Gombrowicz i jego "Ferdydurke".

    Jeśli chodzi o Rodziewiczównę, to jej twórczości jak dotąd nie znam, a okładka książki zaiste jest odstręczająca. Recenzja bardzo zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Przeglądając komentarze pod wpisem, uświadomiłem sobie, że pióro pani Rodziewiczówny jednak znam - "Lato leśnych ludzi" wspominam bardzo ciepło.

      Usuń
    2. Ależ ja pisałam maturę z "Chłopów". Niestety nie udało mi się jak dotąd przeczytać wszystkich czterech tomów. Było to spowodowane tym, iż pisałam maturę z języka polskiego na poziomie rozszerzonym, a mając nauczanie indywidualne, gdzie jest mniej godzin, musiałam to jakoś zbilansować. Obiecałam sobie, że kiedyś nadrobię tę zaległość. Pierwsze dwa zdania mojego tekstu są w sensie ogólnym :)

      Usuń
    3. Oj to przepraszam, nadinterpretacja z mojej strony :)

      P.S. Ja też nie zdążyłem przeczytać ostatniego tomu w liceum - będę musiał zabrać się za lekturę całej książki :)

      Usuń
    4. Nic nie szkodzi :) Dziękuję za wszystkie komentarze.

      Usuń
  11. To prawda, niektóre książki odstraszają, tutaj czyni to okładka... Pomijając już jej okropną szatę graficzną jest jakaś sprzeczność między tytułem, a okładką... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeżeli gdzieś natrafię to chętnie przeczytam:) myslę, że mogłaby mi się spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to kwestia osobistego gustu, ale książkę polecam :)

      Usuń
  13. Sama chyba nie skusiłabym się na lekturę, ale - o dziwo - udało Ci się mnie zachęcić do takiej tematyki. Na pewno nie teraz, ale może kiedyś przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do lektury, choć jak zawsze podkreślam to tylko moje wrażenia. Przyznam jednak, że Twoja wypowiedź sprawiła mi sporo radości, bo niezmiernie lubię pisać o nieco zapomnianych książkach.

      Usuń
    2. Na wielu blogach pojawiają się te same książki. Fajnie, że jest ktoś, kto wygrzebuje coś innego, coś, na co samemu można nie trafić.

      Usuń
    3. Sprawia mi to ogromną radość, kiedy mogę pisać o unikatach czy mniej znanych autorach, choć nie wykluczam oczywiście czytania nowości.

      Usuń
  14. Okładka jest okropna :P Ale jak natrafię na tę pozycję to na pewno ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka rzeczywiście niezbyt zachęcająca, ale na szczęście nie tylko ona się liczy :)

      Usuń
  15. Bardzo fajna recenzja i wcale się nie dziwię, że zostałaś nagrodzona na LC :) Wielkie gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
  16. nazwij mnie dziwną, ale Chłopów naprawdę przyjemnie mi się czytało ;) Hrywda też ma szansę mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nazwę Cię dziwną, bo sama lubię tego typu książki i czytam Twoje recenzje z wielką uwagą :) Myślę, że "Hrywda" mogłaby Ci się spodobać.

      Usuń
  17. Mam tyle zaległości, a tu taka super książka. Nie wiem kiedy ja to wszystko przeczytam, ale na pewno będę musiała znaleźć czas na ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę w takim razie dużo wolnego czasu na czytanie :)

      Usuń
  18. Wróciłam właśnie z Białorusi, odwiedziłam Hruszawę i zapewniam,że "Dewajtis" wciąż szumi, jakkolwiek pień ma wyraźne ubytki, a to z powodu (jak mniemam) upojnych spotkań towarzyskich, a następnie opróżniania pęcherza. Smutne to, od frontu pamiątkowa tablica, a z tyłu ...
    Parę listków dębu przywiozłam ze sobą (nie urwałam, leżały pod drzewem).
    Przyznam się, nigdy nie czytałam książę Marii Rodziewiczównej, ale po powrocie do Polski z jedne dzień przeczytałam "Dewajtis", dwa dni poświęciłam na "Hrywdę".
    Jestem pod wrażeniem, nie tyle fabuły, stylu itd. ale prawdy, takiej szczerej, od serca.
    Brakowało mi tego i cieszę się, że pojechałam na Białoruś i odkryłam dla siebie Panią Marię.
    Co do "Hrywdy" - zmieniły się tylko dekoracje, mentalność została.
    Mam nadzieję, że Pani Maria, gdzieś tam z góry patrzy na nas - dziękuję, że była Pani, bo dzięki "Dewajtis" dała mi Pani siłę i wiarę, że dobro mimo wszystko zwycięża.
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pani Alicjo za poruszający komentarz. Muszę przyznać, że jest mi przykro, iż te miejsca są przez wielu zapomniane.

      Usuń

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.