Arena Kraków widziana z Kopca Kościuszki (fot. |
Niekorzystny wynik Ligi Światowej sprawił, iż nasi
reprezentanci dostali trochę wolnego. Dla części z nich była to doskonała
okazja na podleczenie kontuzji. Pozostali pełniej niż do tej pory mogli wejść w
cykl treningowy. Antiga postanowił skupić się na poznawaniu meandrów języka
polskiego. Prasa ponownie zaczęła się interesować emocjami wewnątrz kadry.
Coraz głośniej mówiono o kłopotach komunikacyjnych selekcjonera z Bartoszem
Kurkiem. Tego jednak, co wydarzyło się na Memoriale Huberta Jerzego Wagnera
chyba nikt się nie spodziewał. Zaskoczeń jednak było zdecydowanie więcej
zarówno na parkiecie jak również poza nim.
Wydarzenie ku pamięci Huberta Jerzego Wagnera już zdobył
sobie słuszną renomę w kalendarzu reprezentacyjnym. Choć jest to turniej
towarzyski od lat przyciąga najlepsze drużyny, przybywające do naszego kraju,
by przy dopingu polskich kibiców, móc rywalizować. W mojej opinii,
organizatorzy potrafią w idealny sposób dostosować termin spotkań, tak by
najlepsze kadry na naszym globie miały okazję sprawdzić się przed kluczowymi
momentami sezonu. W tym roku było to szczególnie ważne ze względu na
Mistrzostwa Świata w Polsce, od których dzieliły nas już tylko tygodnie. Była
to próba dla reprezentacji, która aktualnie była w kulminacyjnym momencie
treningów siłowych, które miały swoje odbicie na boisku. Każdy wynik mógł być
interpretowany w różny sposób. Zbyt słaba gra, z pewnością byłaby powodem do
nie pokoju, ale dobra dyspozycja mogła świadczyć o zbyt szybkim wzroście formy
przed startem mistrzostw. Równie stresująca sytuacja, dotyczyła Areny Kraków,
która miała być już niedługo jednym z gospodarzy pierwszej fazy championatu i
zdobywała organizacyjne szlify w wydarzeniu nieco niższej rangi.
Ciemne chmury
Mariusz Wlazły (fot. Anna Kłeczek) |
Pierwszym rywalem naszych siatkarzy była Bułgaria. Szósta
wówczas ekipa w rankingu FIVB potrafiła stawiać twarde warunki biało-czerwonym,
co gwarantowało gorące emocje już na początku turnieju. Pierwszy set obfitował
w częste zmiany prowadzenia, lecz zakończył się dla gospodarzy szczęśliwie. Po
zmianie stron nasza gra zaczęła się psuć, co skrzętnie wykorzystywali rywale
ostatecznie wygrywając tę partię do 23, jednak to, co najgorsze miało dopiero
nadejść. Na początku trzeciej odsłony serca wszystkich kibiców zamarły, gdyż
nasz podstawowy atakujący Mariusz Wlazły doznał groźnie wyglądającej kontuzji
spadając na stopę jednego z przeciwników i został zniesiony z parkietu. Wszyscy
obawiali się najgorszego, gdyż jeszcze niedawno filar naszej reprezentacji
musiał się zmagać ze skutkami kontuzji. Czyżby cały misterny plan budowy silnej
drużyny na Mistrzostwa Świata właśnie legł w gruzach? Cała reszta przegranego
pięciosetowego starcia z Bułgarami nie miała już znaczenia - liczyła się tylko
przyszłość, która malowała się w coraz ciemniejszych barwach. Antiga brał nawet
chwilowo pod uwagę, przesunięcie Bartosza Kurka z przyjęcia na atak, jeśli
sprawdziłyby się fatalny scenariusz, choć pewnie nominalny zastępca na pozycji,
czyli Dawid Konarski mógł w pewnym stopniu wypełnić lukę w drużynie. Na szczęście
okazało się, że obawy o zdrowie były nieco przesadzone i słynny „Szampon” po
kilku dniach powrócił do treningu. Przyniosło to za sobą decyzję, jakiej nikt
się nie spodziewał.
Mistrzostwa nie dla
każdego
Mateusz Mika (fot. Anna Kłeczek) |
Żaden fachowiec przed sezonem nie odważyłby się stwierdzić,
że w naszej reprezentacji zabraknie osoby, która przez ostatnie lata była
jednym z najważniejszych filarów biało-czerwonych. Początkowo wieść, że
zawodnik Lube Banca Macerata nie będzie uczestniczył w Mistrzostwach Świata,
wydawała się po prostu zwykłą „kaczką dziennikarską”. Fakty jednak mówiły same
za siebie. Bartosz Kurek po jednym z porannych treningów przed meczem po prostu
spakował walizki i wrócił do domu. Wielu przecierało oczy ze zdumienia, że
niedawny zdobywca mistrzostwa Włoch nie zdobył uznania w oczach selekcjonera.
Zastanawiano się nad przyczynami odwołania tak zasłużonego zawodnika. Zdania
były podzielone. Odżyły tezy o tym, iż to nie aktualna forma mogła być
przyczyną braku powołania. Część osób twierdziła, że Bartek nie mógł się
pogodzić z rolą, jaką miał odegrać w drużynie trenera, z którym nie mógł się
porozumieć. Szkoleniowcy zarzekali się jednak, iż sama decyzja nie miała
podtekstu osobistego i wynikała z aktualnej dyspozycji przyjmującego. Najważniejszy
był jednak skutek podjętych działań, ponieważ wszyscy zastanawiali się, kto
będzie brakującym przyjmującym reprezentacji Polski. Wybór padł na świetnie
zapowiadającego się Mateusza Mikę, który już swoimi dobrymi występami
udowodnił, iż będzie walczył o to, by stać się kluczową postacią ekipy
narodowej. W moim odczuciu, ten niezwykle opanowany siatkarz, miał również
cichego sprzymierzeńca w osobie Philippe Blaina. Panowie znali się dobrze, gdyż
cały ostatni sezon spędzili wspólnie w drużynie z Montpellier, gdzie
doświadczony Francuz jest szkoleniowcem.
Po raz kolejny nasunęło mi się podświadome porównanie z ekipą Wagnera,
gdyż kilkadziesiąt lat wcześniej legendarny trener zaufał młodemu Tomaszowi
Wójtowiczowi, który dostał wówczas niespodziewaną szansę pokazania swoich
możliwości na arenie międzynarodowej, co dało znakomite efekty. Na razie
stawianie Miki na równi z mistrzem olimpijskim było nietaktem, niemniej
historia zdawała zataczać koło.
Jeśli już wspominamy o tym, że nie wszyscy mogli włożyć
biało-czerwoną koszulkę, musimy odnotować również to, iż nie każdy mógł oglądać
zmagania naszych reprezentantów na najważniejszej imprezie sportowej roku.
Przyczyną było zakodowanie transmisji przez telewizję, co spowodowało duże
rozgoryczenie wśród fanów siatkówki, od miesięcy zapewnianych, że kibicowanie
naszej drużynie będzie bezpłatne. Niestety, już w momencie poinformowania o
tym, że Polsce przyznano organizację MŚ, prywatny nadawca przyjął zbyt
optymistyczny scenariusz finansowania. Spodziewano się pomocy ze strony
państwa, ale politycy szybko wycofali się z jakiegokolwiek wsparcia. Wydarzenie
wymagało sporych nakładów m.in. uruchomienia czterech kanałów telewizyjnych,
pokazujących wszystkie 103 mecze. Próbowano sprzedać prawa do transmisji, ale
bez rezultatu. Ostatnią szansą było pozyskanie reklamodawców, którzy nie
docenili potencjału siatkówki. Osobiście rozumiem, iż inwestycje powinny się zwracać,
lecz czasem zyski są mniej ważne, niż sympatia widzów, która może zaowocować w
przyszłości.
Przedsmak emocji
Powróćmy jednak myślami na parkiet, gdzie Polacy pomimo
zawirowań kadrowych radzili sobie bardzo dobrze. Mecz z Chinami pokazał, że
mamy pewne powody do optymizmu, chociaż decydującym sprawdzianem miało być
starcie z Rosją. Mistrzowie olimpijscy byli zdecydowanie najmocniejszym rywalem
startującym w tegorocznej odsłonie memoriału, stąd emocje przed pierwszym
gwizdkiem sięgały zenitu. Już pierwszy set pokazał duże możliwości w zagrywce
Sbornej. W pewnym momencie strata do przeciwnika wzrosła aż do ośmiu punktów
(19: 11), niemniej wówczas rozpoczęła się pogoń gospodarzy, która skoczyła się
porażką do 22. Kolejna partia nabrała rumieńców przy stanie 19:19. Żadna z ekip
nie chciała oddać rywalowi pola, co doprowadziło do walki na przewagi, którą
przełamali biało-czerwoni efektownym blokiem, gwarantującą rozstrzygnięcie
wyniku na naszą korzyść. Podopieczni trenera Woronkowa wiedzieli, że aby wygrać,
muszą utrzymywać dystans do przeciwnika, co dało im wygraną w trzeciej odsłonie
pojedynku. Jeśli ktoś myślał, że ta sytuacja zdeprymuje orły Antigi, to kolejny
set zweryfikował błędne przypuszczenia. Nasi zawodnicy przez długi czas
prowadzili, ale w pewnej chwili Rosjanie zbliżyli się na niebezpieczną
odległość punktową, ostatnia piłka jednak należała do ekipy znad Wisły, czego
wynikiem był tie-break, gdzie Polacy pokazali swoją siłę. Odniesiona wygrana
dała nam drugie miejsce w turnieju i mały przedsmak tego, co miało się
rozpocząć już za kilkanaście dni. Kibice poczuli to również dzięki występowi
Margaret, która zaprezentowała oficjalny hymn Mistrzostw Świata „Start a Fire”.
Cudownie przypomnieć sobie te emocje :) Dobrze Ci idzie w pisaniu o naszej złotej drużynie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć najbardziej emocjonująca notka jeszcze przede mną.
UsuńBardzo fajnie to przedstawiłaś! Musze przyznać, że nie do końca się tym interesuje, ale u Ciebie nadrabiam braki:))
OdpowiedzUsuńChciałam także poinformować, iż przeniosłam się na własną domenę: okiemMK.com i dodałam Ciebie do odwiedzanych blogów, by nic mi nie umknęło.
Pozdrawiam ciepło!
Wiem Marto. Dziękuję. Też już dodałam Twoją stronę do polecanych. Przy chwilce czasu sprawdź czy odnośnik w "Poleconych stronach" działa.
Usuń