Ads 468x60px

czwartek, 28 grudnia 2017

O tym. że czasem warto wejść dwa razy do tej samej rzeki, czyli moje drugie spotkanie autorskie z Magdaleną Zimny-Louis

„Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny”.

(fragment wiersza Nic dwa razy Wisławy Szymborskiej)

Na jednym z ostatnich spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki padło pytanie, czy często wracamy do raz przeczytanych książek. Chyba zdziwiłam wszystkich, gdy stwierdziłam, że sporadycznie wracam do czegoś, co już znam. Gdy wypowiedziałam te słowa, usłyszałam od osoby, która zna mnie od czasów szkolnych, iż to chyba kwestia mojego młodego wieku. Nie wykluczam takiej ewentualności, chociaż podejrzewam, iż takie postępowanie wynika też z nieco bardziej praktycznych względów. Czytając zwykle 1-2 pozycje w miesiącu, mam wrażenie, iż ponowna lektura czegoś, co już poznałam jest stratą czasu, który mogłabym poświęcić na poznanie Ksiąg Jakubowych Olgi Tokarczuk, Pretendenta do ręki Vikram Seth lub innej opasłej pozycji, która wciąż na mnie czeka. Z drugiej strony silne jest we mnie przekonanie, że wchodzenie dwa razy do tej samej rzeki jest dość ryzykowne. Dlaczego o tym wspominam?

Zdjęcie upamiętniające moje pierwsze spotkanie autorskie z Magdaleną Zimny-Louis 
(czerwiec 2016)


Kilka tygodni temu miało miejsce kolejne spotkanie autorskie w ramach DKK. Tym razem gościem frysztackiej biblioteki była Magdalena Zimny-Louis, czyli jedna z moich ulubionych pisarek. Nie mogę się powstrzymać, by nie opowiedzieć wam po krótce nie tylko o kulisach tego spotkania, ale także o tym, dlaczego dla mnie samej było to wydarzenie, na które najpierw bardzo długo czekałam, by ostatecznie zastanawiać czy w ogóle na nie pójść.  W związku z powyższym lojalnie uprzedzam, iż ten wpis będzie nieco bardziej osobisty niż zwykle.

Okładka książki Pola Magdaleny Zimny-Louis
(wyd. Replika, 2012)
Moją przygodę z prozą podkarpackiej autorki rozpoczęłam od powieści Pola, którą przeczytałam w grudniu 2014 roku. Na blogu wciąż możecie przeczytać moją żywiołową opinię, która z perspektywy czasu wydaje mi się koszmarnie niepełna.  Co prawda mogłabym sięgnąć po książkę jeszcze raz, na nowo uszeregować myśli, a później napisać długaśny kilkusetzdaniowy tekst, gdzie drobiazgowo wyraziłabym mój zachwyt, ale tego nie zrobię, bo… prawie nigdy nie wracam do już przeczytanych książek. W zasadzie dla mnie czytanie zawsze wiąże się nie tylko z samą treścią książki, ale także określonym momentem, w którym to się dzieje. W związku z powyższym w moim przypadku raczej nigdy nie napiszę w pełni obiektywnej opinii o książce, bo wcześniej przepuszczę ją przez pryzmat własnych odczuć.  Ale to już temat na zupełnie inny wpis.

Wracając do Poli Magdaleny Zimny-Louis to, jak już wcześniej wspomniałam, książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie, co było zapewne wynikiem zarówno świetnej fabuły, jak również poruszanej tematyki, nawiązującej poniekąd do kwestii starzenia się i coraz trudniejszej z wiekiem walki o własną niezależność. Dyskusja pomiędzy klubowiczami była jedną z najbardziej interesujących, w jakich miałam okazję uczestniczyć. Po spotkaniu usłyszałam, że być może uda się zaprosić panią Magdalenę do frysztackiej biblioteki, aby mogła opowiedzieć o swojej twórczości. Niestety okazało się, iż autorka miała tak napięty grafik, że spotkanie musiało zostać odłożone w czasie.

Kiedy na początku czerwca 2016 roku na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna powieść pisarki pt. Zaginione, bardzo zdziwiła mnie moja reakcja. Jeśli nieco dłużej obserwujecie mojego bloga, to wiecie, że zazwyczaj irytuje mnie otoczka marketingowa, towarzysząca wejściu publikacji na rynek. Wówczas, nawet jeśli planuję w przyszłości konkretną lekturę, odkładam jej kupno o kilka miesięcy, aby emocje nieco opadły. Tym razem chciałam jednak mieć swój egzemplarz natychmiast po tym, kiedy ukaże się w księgarniach. Musiałam jednak przekonać tę bardziej racjonalną stronę mojego charakteru, że potrzebuję kolejnej pozycji na półce. Na szczęście właśnie w tamtym czasie odbył się Festiwal Pięknej Książki w Rzeszowie, na którym miało miejsce spotkanie autorskie z Magdaleną Zimny-Louis, o którym wspomniałam wam nieco z relacji z tego wydarzenia. Dla mnie sam event miał o tyle duże znaczenie, że był moim pierwszym w pełni książkowym wyjazdem poza miejsce zamieszkania. Gdy teraz o tym myślę, dostrzegam jak mocno mój stres wpłynął na ocenę tego wydarzenia. Chaos wielkiego centrum handlowego sprawił, że choć wywiad z panią Magdaleną był dla mnie niezwykle interesujący, to jednak brakowało mi kameralnej atmosfery, związanej z oddziaływaniem autora na przyszłego czytelnika. Może, dlatego po powrocie do domu, odłożyłam mój wymarzony egzemplarz na półkę na kilka miesięcy.

Okładka książki Zaginione Magdaleny Zimny-Louis
(wyd. Świat Książki, 2016)
Przyszedł jednak dzień, kiedy Zaginione znalazły się na moim stoliku z aktualnymi lekturami. Powodem, że właśnie w takim, a nie innym momencie, sięgnęłam po tę powieść, było spowodowane faktem, że mieliśmy ją omawiać w ramach DKK. Poza tym, iż w końcu chciałam zmierzyć się ze swoim wyobrażeniem o powieści, które zbudowałam sobie po rzeszowskim Festiwalu Pięknej Książki. Zaczęłam czytać… i przepadłam. O moich emocjach po lekturze już wam opowiedziałam w oddzielnym tekście, więc nie będę się powtarzać, wspomnę tylko, że fabuła powieści towarzyszyła mi jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej kartki.

Wiadomość o tym, że Magdalena Zimny-Louis odwiedzi frysztacką bibliotekę wywołała `u mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony po przeczytaniu Zaginionych miałam dużą chęć udania się na spotkanie i zadania autorce setek pytań związanych z powieścią, (o których oczywiście w decydującym momencie zapomniałam), ale jednocześnie zastanawiałam się, czy po samym wydarzeniu nie pomyślę sobie, że już kiedyś uczestniczyłam w czymś podobnym. Postanowiłam przełamać swoje opory i udać się do biblioteki, choć samo podjęcie tej decyzji wiązało się z małymi zmianami w moim grafiku i mniejszą ilością czasu na sen, żeby wszystko pogodzić. Warto jednak było lekko nie dospać, aby uczestniczyć w tak ciekawym wydarzeniu.

Kiedy we wtorek 14 listopada 2017 roku dotarłam do miejscowej czytelni, okazało się, że to spotkanie będzie wyjątkowe nie tylko ze względu na fakt goszczenia Magdaleny Zimny-Louis oraz jej mamy. Publiczność stanowili, bowiem uczniowie dwóch pobliskich szkół oraz członkowie lokalnego Dyskusyjnego Klubu Książki, którzy są już od dawna dorośli. Autorka musiała znaleźć sposób, aby zainteresować swoimi słowami zarówno młodzież, jak również osoby, dla których poznawanie literatury jest częścią codzienności.


Spotkanie rozpoczęło się od zaproszenia na organizowane przez pisarkę Świąteczne Targi Książki w Rzeszowie. Na razie nie będę wam przybliżać idei tego eventu, o którym rozpiszę się w oddzielnej notce, niemniej już w momencie usłyszenia o tym wydarzeniu bardzo chciałam na nim być, a entuzjazm podkarpackiej autorki tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.

Następnie przyszedł czas na przybliżenie dorobku literackiego Magdaleny Zimny-Louis. Tutaj fascynujący jest już sam początek literackiej drogi podkarpackiej autorki. Niewielu twórców może, bowiem powiedzieć, że wszystko zaczęło się od opowiadania, które wyróżnił sam Jerzy Pilch. Utwór Studnia został opublikowany w antologii Pisz do Pilcha, co było dla samej nagrodzonej sporym zaskoczeniem. Z perspektywy czasu Magdalena Zimny-Louis, przyznaje, że nie ma pojęcia, co sprawiło, że akurat jej opowiadanie zostało wybrane spośród ponad trzech tysięcy nadesłanych prac. Samo wyróżnienie nie stało się jednak katapultą do wielkiej sławy. Po latach autorka ocenia ten czas z przymrużeniem oka, pokazując dystans do swoich pierwszych dokonań literackich.


W 2011 roku na rynku wydawniczym pojawiła się debiutancka, lecz mimo to ciepło przyjęta przez czytelniczki, powieść Magdaleny-Zimny Louis pt. Ślady hamowania, gdzie autorka po raz pierwszy poruszyła w swej fabule kwestię emigracji. Temat ten jest niewątpliwie bliski autorce ze względu na fakt, iż sama przez wiele lat mieszkała za granicą. Trudno dziwić się, iż ten motyw powrócił również w wydanej kilka lat później książce Kilka przypadków szczęśliwych. Poruszanie znanych z własnego doświadczenia tematów pomimo niewątpliwych walorów w postaci realistycznego przedstawienia rzeczywistości, ma również swój bardziej uciążliwy wymiar. Bliscy autorki szukali, bowiem bezpośrednich odniesień do konkretnych sytuacji. Magdalena Zimny-Louis przyznaje, że choć w jednej z jej powieści można dostrzec pewne elementy biograficzne, to, jako twórca stara się nie odwzorowywać konkretnych wydarzeń lub sylwetek bohaterów w skali jeden do jednego. Niebawem ma się to jednak zmienić na skutek pierwszej w dorobku Magdaleny Zimny-Louis książki należącej do nurtu literatury faktu. Publikacja Chcę wierzyć w waszą niewinność, której premiera jest planowana na luty 2018 roku, ma być zapisem losów skazańców i osób uczestniczących w procesach sądowych, z którymi podkarpacka autorka miała kontakt w trakcie pracy dla brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości.

Pamiątka z drugiego spotkania autorskiego  z Magdaleną Zimny-Louis
Powróćmy jednak jeszcze na chwilę do wcześniejszych dokonań autorki. Po ogromnym sukcesie Poli czytelniczki spodziewały się powieści w podobnym klimacie. Jednak pani Magdalena, oddając w ręce odbiorców dużo bardziej odważną powieść, czyli Zaginione, wielu zaskoczyła. Książka zawiera w sobie nie tylko charakterystyczne dla autorki umieszczenie części fabuły na Podkarpaciu, dokładny rozbudowany język, czy pierwszoosobową naprzemienną narrację, prowadzoną przez kilku bohaterów, ale także dość interesujący wątek polityczny.  Na spotkaniu Magdalena Zimny-Louis przyznała, że chcąc stworzyć bohatera kojarzącego się jednoznacznie negatywnie, pomyślała o wprowadzeniu do fabuły krnąbrnego posła. Co ciekawe postać Wiktora pierwotnie miała być dużo bardziej osadzona w realiach lat osiemdziesiątych. Ostatecznie okazało się, że rzeszowskie środowisko opozycyjnie jest na tyle wewnętrznie podzielone, że poszerzenie wątku politycznego, mogłoby być dość ryzykownie. Słuchacze dowiedzieli się również, że pisarka nie wyobraża sobie pisania kilku książek rocznie.

Nie żałuję, że udałam się do frysztackiej biblioteki, gdyż uczestniczyłam w naprawdę ciekawym wydarzeniu literackim, a ponadto przekonałam się, że nie ma dwóch identycznych spotkań autorskich. Każde takie spotkanie jest wszak wymianą myśli między pisarzem, a czytelnikami. Chyba Wisława Szymborska miała rację, pisząc, że nic dwa razy się nie zdarza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.