Jesienią 1939 roku w Krakowie mieszkało 60 tysięcy Żydów. Kilka
miesięcy później, bo 18 maja 1940 roku, Otto Wächter pełniący obowiązki szefa
dystryktu krakowskiego ogłosił, że w niecałe trzy miesiące 45 tysięcy
mieszkańców pochodzenia żydowskiego będzie zmuszonych do opuszczenia swoich
domów. Wysiedleńcy mogli zabrać ze sobą majątek ruchomy. Pozostała część
ludności, składająca się z pracowników i ich rodzin, musiała przenieść się do
specjalnie wydzielonej „żydowskiej dzielnicy mieszkaniowej”, czyli getta, stworzonego
na terenie części Podgórza. Było to zaledwie kilkanaście ulic jednopiętrowych budynków.
Jak mały był to obszar świadczy fakt, że obliczono, iż po przymusowej
przeprowadzce na jednego mieszkańca przypadało zaledwie dwa metry kwadratowe
powierzchni. Najpierw teren wyznaczały zasieki z drutu kolczastego, lecz w
początkach kwietnia 1941 roku w żydowskie święto Pesach[1] zacząć
wznosić na ich miejscu mur. Na niektórych odcinkach naturalną barierą były
natomiast wapienne skały Krzemionek. Do getta prowadziły cztery wejścia. Główna
brama rozciągała się na całej szerokości ulicy Limanowskiej. Brama nr 2
znajdowała się na drugim końcu ulicy Limanowskiego, nr 3 pomiędzy budynkami
przy ulicy Lwowskiej i Józefińskiej, a nr 4 między ulicą Kącik i narożnym
budynkiem przy placu Zgody.
|
29 maja 1942 getto otoczyły niemieckie oddziały Sonderdienstu[2]· i policji, żądając od mieszkańców dokumentów, czyli tzw. kenkart. Ci, którzy nie otrzymali pieczątki, świadczącej o pracy w niemieckich firmach i urzędach, zostawali brutalnie doprowadzeni na plac Zgody, skąd przewieziono ich do Płaszowa a następnie do obozu koncentracyjnego w Bełżcu. W ten sposób w dwóch turach zginęło 11,5 tysiąca krakowskich Żydów, a 600 osób zostało rozstrzelanych na miejscu.
Z taką oto trudną do zniesienia rzeczywistością musiała zmagać się
rodzina Liebling. Gdy poznajemy niespełna czteroletnią narratorkę, jej życie
nie ma nic wspólnego ze szczęśliwym dzieciństwem. W domu jest zimno, a ponadto mieszkają
w nim jacyś obcy ludzie. Obraz grozy dopełnia wszechobecny trach, że jutro
znowu przyjdą panowie w błyszczących butach, którzy będą krzyczeć i kogoś
zabiorą. W dodatku mama mówi, że dziewczynka ma na nazwisko Ligocka, a to
przecież nieprawda! Na dodatek zmienili jej kolor włosów na taki podobny do
barwy słońca. Pewnego dnia znika tata a potem babcia i nie ma już nic, co dziewczynka
mogłaby uważać za pewnik. Coraz częściej Teofila wraz z córeczką musi szukać
pomocy u obcych ludzi. W końcu ich iluzorycznym schronieniem staje się
mieszkanie polskiej rodziny Kierników, która ryzykując własnym życiem (za
ukrywanie Żydów groziła wówczas kara śmierci), przygarnia dwójkę bezbronnych. Pisarka
wspomina ten okres następująco:
„Jak mi się dzisiaj zdaje, spędziłam moje dzieciństwo u Kierników na paluszkach. Były lalki i zabawa w teatr, książki, muzyka, kredki, papier i coś na kształt domu, choć nic z tego nie należało do mnie. To było pożyczone życie, pożyczone dzieciństwo u pożyczonej rodziny, u której miałam nawet pożyczoną babcię. A potem to dzieciństwo minęło"[3].
To poczucie chwilowości towarzyszyło autorce przez wiele lat. W
momencie spisywania wspomnień, pani Roma Ligocka była już w pełni świadoma
tego, jak pierwsze lata życia wpłynęły na jej psychikę i przyszłe wybory.
Pomimo tej wiedzy, na kartach literackiego pamiętnika potrafi ukazać siebie z
dwóch jakże odmiennych perspektyw – dziecinnej oraz dojrzałej. Pierwsza jest
już nieco odległa, bo to postać małej dziewczynki, która odbiera świat emocjami
i obrazami okrutnych scen, jakich żadne dziecko nie powinno oglądać. Wtedy tym
boleśniejsza staje się tęsknota za choćby tak podstawowymi rzeczami jak kontakt
z rówieśnikami, bądź nieskrępowana zabawa ulubioną lalką. Równocześnie trudna
sytuacja sprawia, że bohaterka musiała szybko dorosnąć. W książce widzimy
również bardzo obiektywny osąd dorosłej pisarki, będący trzeźwą, rzeczową
analizą sytuacji. Dopiero łącząc te dwa kontrastowe punkty widzenia czytelnik
widzi, ile autorka miała szczęścia, że przeżyła holokaust.
Jest pewna ironia losu w tym, iż już po wojnie Roma Ligocka mieszkała
przez jakiś czas w m.in. w Niemczech i uniknęła dzięki temu niepokoju
związanego z Marcem 1968[4]. Nie
oznacza to jednak, że pisarka pozbyła się w ten sposób wszystkich złych
wspomnień. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku to może nie tyle książka o
wojnie, co o traumie, która ta wojna ze sobą niesie. Konflikt wszak nie kończy
się wraz z ostatnim wystrzałem, lecz wraz z ostatnią osobą, która o tym zdarzeniu pamięta. Jeśli ktoś śmie twierdzić, iż osoby, które przeżyły holokaust nie
powinny mówić o tym, co przeszły, tylko cieszyć się życiem, powinien jak
najszybciej sięgnąć po tę publikację i sprawdzić czy po jej lekturze dalej
będzie tak myślał.
Ta książka nie jest jednak tylko i wyłącznie o cierpieniu, choć mroczna
przeszłość wychodzi często na pierwszy plan. To też bardzo osobista historia
dojrzewania artystycznego autorki, przelotnego zainteresowania komunizmem i
przede wszystkim subiektywny opis życia kulturalnego Krakowa czasów młodości
pisarki. Już biorąc pod uwagę ten maleńki aspekt fabuły, warto rozważyć
zapoznanie się z tym tytułem. Wszak to unikalna okazja poznania niezwykłych
wspomnień o dorastającym Romanie Polańskim (prywatnie kuzynem pani Romy
Ligockiej), a także atmosfery Piwnicy pod Baranami.
Dla mnie Dziewczynka w czerwonym płaszczyku okazała się niezwykle
ważną, choć trudną w odbiorze pozycją. Wszak niecodziennie obcuje się z taką
ilością cierpienia na zaledwie 351 stronach. Nie można jednoznacznie określić
wszystkich uczuć, jakie towarzyszą czytelnikowi w trakcie poznawania fabuły.
Nietaktem będzie też ocena postępowania bohaterki, bo życia się nie ocenia.
Jedynym, co możemy zrobić to przeczytać tę autobiografię i pamiętać o historii
wielu osób, które na własnej skórze przekonały się, czym był holokaust. Tylko
wtedy jest szansa, że w przyszłości nie zdarzy się coś podobnego.
[1]
Pesach [hebr.], gr. Pascha, w judaizmie główne i najważniejsze święto,
obchodzone na pamiątkę wyjścia Izraelitów z egipskiej niewoli pod wodzą
Mojżesza.
[2]
Sonderdienst (niem. Służba Specjalna), zwany prywatną policją Hansa Franka –
niemiecka policja pomocnicza powołana przez Hansa Franka działająca na terenie
Generalnego Gubernatorstwa w latach 1940–1944.
[3]
Roma Ligocka „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku", str.. 118, Wydawnictwo
Znak, 2001
[4]
Marzec 1968 - kryzys polityczny, któremu dały początek rozruchy studenckie,
m.in. w Warszawie i w Krakowie, połączone z falą antysemityzmu, na skutek którego wyemigrowało z kraju około 20 tys. obywateli polskich pochodzenia żydowskiego.
Ania, tekst świetny, nie ma co gdybac.Chciałbym tak pisać recenzje, jak Ty:)
OdpowiedzUsuńTobie to przychodzi z łatwością.
A co do książki, czytałem ją kiedyś i zrobiła na mnie wrażenie.
Na mnie też książka zrobiła ogromne wrażenie i teraz czytam już "Dobre dziecko" tym razem w ramach mojej współpracy z biblioteką. Co do łatwości recenzowania (czy bardziej pisania opinii) to nie jest to takie proste. Sam wiesz, że czas goni, a książek pełno. Ja na blogu mogę sobie pozwolić na dłuższy czas na zgłębianie tematu. Stała współpraca z wydawnictwami zwykle nie pozweala na taki luksus.
UsuńDaję radę. Sama wiesz najlepiej, jako moja korektorka :) "Dobre dziecko", to ta niby"intymna spowiedź"?
OdpowiedzUsuńJa poległem po 3 rozdziałach, ale podobno"nie mam wrażliwości", trudno.
Ja nie mogę polec, bo DKK by mi tego nie wybaczyło :) Trzymaj za mnie kciuki.
UsuńTrzymam i powodzenia.Tobie może się spodobać, kto to wie.
UsuńAniu....Zawsze jak tylko mam chwilkę ,,zaglądam" do Twoich recenzji i zgadzam się ze swoim przedmówcą:) Tekst świetny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Majeczko, że jesteś <3
Usuń