Czy
zastanawialiście się kiedyś, co oznacza pęczek bazylii dołączony
do Waszego bukietu? Dziś zwracamy raczej uwagę na konkretną
aranżację czy osobisty gust, jeśli chodzi o dobór odmian
ofiarowanych innym. Znamy, co prawda, przynajmniej pobieżnie,
symbolikę róż, ale już tylko wybrańcy wiedzą, że Amerykanie
odmiennie od nas, lubią otrzymywać np. chryzantemy, które są dla
nich synonimem szczęścia. Tymczasem, kwiaty w przeszłości,
zwłaszcza w epoce wiktoriańskiej, gdy w złym tonie było publiczne
okazywanie uczuć, stały się bardzo unikalnym środkiem wyrazu
tego, czego otwarcie nie można było powiedzieć. Korzenie pod nową
dziedzinę, niektórzy odnajdują w czasach Imperium Osmańskiego,
gdy według legend, ambasador na dworze Franciszka I, niejaki Oghiera
Ghiselin de Busbecq sprowadził tulipany, na punkcie, których
ówczesne społeczeństwo dostało istnej obsesji. W Europie
Zachodniej floriografią (z ang. floriography) zaczęto się
interesować dzięki dwóm osobom.
Pewnie barwniejszą z nich była
Lady
Mary Wortley Montagu, która zasłynęła chociażby tym, iż pod
wpływem przebytej ospy, postanowiła wszczepić wirusa swoim
dzieciom, co w tamtejszych czasach, poczytywano za akt szaleństwa.
Arystokratka została żoną brytyjskiego dyplomaty w 1716 roku
oddelegowanego do Stambułu. Pomimo jedynie kilku miesięcy
spędzonych w otoczeniu arabskiej kultury, udało się opisać
tamtejsze obyczaje i przywieść do Anglii symbolikę flory. Dekadę
później nieco szerszej wiedzy o pachnącym języku dostarczył
Seigneur Aubry de la Mottraye. Mężczyźnie udało się na emigracji
w Turcji, zgłębić technikę komunikowania się za pomocą kwiatów,
co opisał w swoich francuskich pamiętnikach wydanych w 1727 roku.
Publikacja dobyła sobie sporą popularność przede wszystkim w
Anglii. Niemniej to nie ta pozycja sprawiła, że kilka
dziesięcioleci później, bukiet stał się miłosnym kodem
zakochanych. Pierwszy słownik kwiatowy opublikowano w książce
zatytułowanej „Abécédaire de flore, ou Langage des fleurs” z
1810 roku. Niemniej najbardziej rozpoznawalnym dziełem
floriograficzmym z tamtego okresu jest „Le
Language des Fleurs”.
Marie Sophie Charlotte de La Tour d'Auvergne (1729-1763)
(autorka książki Le Language des Fleurs”)
|
Książka
stosunkowo szybko zawędrowała do Anglii, gdzie dokonano jej
przekładu. Stąd był już tylko krok, by ta nowa forma wyrazu,
trafiła na wiktoriańskie salony. Z tworzeniem wiązanek trzeba było
bardzo uważać, gdyż nie liczyła się jedynie symbolika gatunku,
ale również kolor płatków, czy ułożenie konkretnych roślin
względem siebie. Ten zabieg dawał możliwość przesyłania bardzo
wielu unikalnych treści. Z biegiem czasu, wraz z pojawianiem się
coraz to nowszych znaczeń, tworzenie bukietów stało się wielką
sztuką. Ten temat stał się inspiracją dla Vanessy Diffenbaugh,
która w swojej debiutanckiej powieści zawarła całą masę
odniesień, do dziś już nieco zapomnianej symboliki, mającej w
sobie sporą dozę delikatności.
Bazylia - roślina utożsamiana z nienawiścią (fot.Francisco Manuel Blanco) |
Victoria
Jones właśnie osiągnęła dorosłość i została wypchnięta w
szpony nieprzyjaznej rzeczywistości. Przejście przez trzydzieści
dwie rodziny zastępcze nauczyły ją, by nikomu nie ufać. W
momencie, gdy opuszcza z jednej strony wrogi, ale równocześnie
znajomy, dom dziecka jest totalnie zdezorientowana. Dziewczyna
reaguje na nowe życie narastającym buntem. Początkowo odrzuca daną
jej szansę na poprawę losu, ale pewnego dnia, za sprawą
przypadkowego spotkania z kwiaciarką, szczęście znów się do niej
uśmiecha. Wydawałoby się, że czytelnik będzie świadkiem istnej
sielanki, ale pomimo sprzyjających okoliczności i uczynnych ludzi,
których bohaterka ma u boku jest coś, co każe nastolatce uciekać
w tylko jej znany, tajemniczy świat roślin. Niebawem pojawia się
ktoś znający ten szyfr i starający się przebić mur od lat
budowany przez młodą kobietę.
Powyższa
pozycja pokazuje problem adopcji w sposób nieco odmienny od tego,
jaki obserwujemy zazwyczaj w książkach o tej tematyce. Mamy tu, co
prawda ofiarę państwowego systemu opieki, ale od pierwszych stron
możemy pałać do niej szczerą antypatią. Arogancja i bezmyślność
zachowania każe nam się zastanowić czy Victoria sama nie skazała
się na los, z którego konsekwencjami właśnie musi się mierzyć.
W pewnej chwili jednak uważny obserwator stwierdza, iż często
grubiańskie zachowanie jest spowodowane ogromnym strachem, jaki
florystka wyniosła z dzieciństwa. Na zasadzie retrospekcji powoli
poznajemy tajemnicę jej mechanizmów obronnych i tego, dlaczego
młoda dziewczyna znajduje ukojenie wśród zielonych liści.
Książka
podejmuje bardzo ważny problem odpowiedzialności za drugiego
człowieka. Elizabeth decydując się na adopcję dziewięcioletniej
Victorii, początkowo nie podejrzewa, iż ją samą skłoni to, do
analizy swojej relacji z siostrą. Choć kobiety mieszkają obok
siebie, to wydaje się, że bardzo ciężko będzie zażegnać
konflikt pielęgnowany przez lata. Przyszła mama obawia się, czy
uda jej się wychować przysposobioną córkę bez wsparcia bliskich
dając jej miłość, której dawno nie zaznała. Wracając jednak do
dorosłej już Victorii, to doskonale widzimy, czym może się
skończyć brak okazywania ciepłych uczuć. Zwykło się uważać,
że rodzice są głównie od wytyczania granic i strofowania,
tymczasem Vanessa Diffenbaugh stara się nakreślić,
do czego może prowadzić brak akceptacji w stosunku do dorastającego
człowieka. Nie chodzi tu o fałszywie pojmowaną nadopiekuńczość,
a raczej o znalezienie idealnych proporcji pomiędzy wsparciem, a
wpajaniem zasad. Nastolatka na każdy pozytywny gest reaguje paniką,
czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, jaki, klimat panuje w
domach dziecka. Sekretny język kwiatów stanowi tu swoistą
przeciwwagę do trudnych wspomnień.
(fot. Alvesgaspar) |
Książka
jest pisana dość prostym językiem, co budzi pewne kontrowersje.
Jak autorka tłumaczy w jednym z wywiadów, początkowo fabuła była
skierowana do młodego odbiorcy, niemniej w trakcie pisania, gdy na
pierwszy plan wyszedł problem odpowiedzialnego macierzyństwa,
koncepcja została zmieniona. Moim zdaniem, ten zabieg w pewnym
sensie podkreślił kontrast pomiędzy widzeniem świata przez malca
oraz dorosłego człowieka. Coś, co wybaczylibyśmy słodkiej
dziewczynce, bardzo drażni nas w dorosłej kobiecie. Myślę, że to
sprawia, iż część czytelników nie doczyta tej książki do
końca.
Choć
symbolikę floriograficzną odnajdujemy już u Szekspira, to jednak
d0piero „Sekretny język kwiatów” tworzy z niej jeden z
kluczowych elementów fabuły, bez którego niesamowicie trudno
byłoby odczytać emocje bohaterki. Autorka umiejętnie wplata
konkretne, znaczenia zwracając równocześnie uwagę, iż każda
roślina może być interpretowana na wiele sposobów. Zainteresowani
na końcu książki znajdą unikalny mini słowniczek kwiatowy, który
pomoże im stworzyć własne bukiety z wiadomościami.
Jeśli
macie ochotę na słodko-gorzką powieść wymykającą się wszelkim
schematom, mającą w sobie zarówno urok opowieści osnutej wśród
winorośli, jak również bolesną prawdę, jak okrutne tajemnice
mogą zniszczyć życie i wpłynąć na przyszły los, to nie
powinniście się zastanawiać czy dać szanse tej lekturze.
Opinia bierze udział w wyzwaniu bibliotecznym.
***
Tekst powstał w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki realizowanego przez Gminną Bibliotekę Publiczną we Frysztaku.
Opinia bierze udział w wyzwaniu bibliotecznym.
Widziałam tę książkę ostatnio w TESCO i nawet nie była droga. Już miałam ją sobie kupić, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Możliwe, że popełniłam błąd, bo widzę, że książka godna uwagi. :-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka mogłaby Ci się spodobać, chociaż zawsze twierdzę, że niektórzy czytelnicy mają szósty zmysł wybierając książki, więc może to nie był odpowiedni czas dla Ciebie na tę lekturę?
UsuńBardzo interesująca recenzja. Teraz mam ochotę poznać bogactwo znaczeń wręczanych kwiatów. Szkoda, że tak rzadko zdarzają się takie okazje. A przecież - jak wynika z Twojej recenzji - można nimi tak wiele powiedzieć!:)
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że dokonałaś prawdziwej sztuki - i zaintrygowałaś już pierwszym zdaniem? Brawo:)
U nas ta forma wyrazu jest niezbyt popularna. Niestety, nie udało mi się znaleźć zbyt dużo informacji na polskich stronach, a szkoda, bo chętnie wysyłałabym bukiety z przesłaniem. Pierwsze zdanie tekstu wynikło akurat z mojego szoku, gdy dowiedziałam się, co symbolizuje bazylia. Bardzo lubię to zioło i zdziwiłam się, kiedy okazało się, że oznacza nienawiść.
UsuńAniu! Wspaniała recenzja. Naprawdę się postarałaś. :) A książkę czytałam i mile wspominam. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ewuniu, zwłaszcza, czytałam również Twoją recenzję i jest świetna :)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale Twoja recenzja zachęca:) Muszę sobie zapisać tytuł.
OdpowiedzUsuńMiło to czytać, a tytuł polecam zapamiętać, bo warto.
UsuńPięknie napisane. Po takim wpisie koniecznie muszę poznać tę książkę. Pozdrawiam ciepło;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Cieszę się, że udało mi się zachęcić Ciebie do przeczytania tej książki. Pozdrawiam gorąco i serdecznie :)
UsuńCzytałam już o tej książce wielokrotnie i nie zaprzeczam, że mam nią ochotę. Mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, bo jestem niezmiernie ciekawa Twoich wrażeń po lekturze :)
UsuńJa mam na półce! I chociaż nie spieszy mi się do niej jakoś super, to chętnie poznam ten rzeczony sekretny język kwiatów ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że masz tą książkę i mam nadzieję, że dzięki temu tekstowi wiesz już o niej nieco więcej :)
Usuńnie wiem czy dałabym komuś bazylię jako kwiaty, ale ja osobiście kupuję te kwiaty, które wiem, iż obdarowywana osoba lubi i lubię spore bukiety bez przybrania z masą różnych odmian;) bardzo fajna recenzja i książka o ciekawej tematyce nie mówię nie, bo sama kiedyś znaczeniem kolorów i rodzajów kwiatów się interesowałam...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ktoś wypomni mi tę bazylię ;) A co do kompozycji bukietów, to zgadzam się z Tobą, iż gust bywa ważniejszy od symboliki.
OdpowiedzUsuń