Autor: William Shakespeare Tytuł: „Romeo i Julia"
Tytuł oryginału: Romeo i Juliet
Tłumaczenie: Stanisław Barańczak
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza „Promocja" Rok wydania: 2001 Liczba stron: 136 |
Życie
czytelnika czasami kołem się toczy. Nie spodziewałam się, że klasyk Shakesparea
zawita na moją czytelniczą półkę akurat w tym momencie. Kiedy miałam
trzynaście, a może czternaście lat, zapragnęłam zapoznać się z „Romeo i
Julią". Poprosiłam mamę, żeby pożyczyła mi książkę z gminnej biblioteki.
Niestety, na miejscu okazało się, iż pozycja nie była przeznaczona dla mojego
przedziału wiekowego. Odłożyłam dramat na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Mijały lata, a moje zainteresowanie osłabło na skutek kilku ekranizacji, które
dane mi było kiedyś obejrzeć. Kilka tygodni temu, los dał mi okazję, do
nadrobienia zaległości. Moja najmłodsza siostra ma teraz historię kochanków z
Werony w kanonie lektur szkolnych. Po kilku kartkach okazało się, że najlepszą
formą poznania treści będzie czytanie w gronie rodzinnym. Dzięki temu, moje
wrażenia po przeczytaniu tej książki, mam zróżnicowane i jakby
dwuwymiarowe.
Zdziwiła mnie moja pierwsza reakcja. Obudziła się we mnie osoba niezwykle
krytyczna względem poczynań Julii i jej rodziców. Gdzieś podświadomie, myślałam
o wieku głównej bohaterki. Może to kwestia tego, jak współcześnie ocenia się
małżeństwa czternastolatek. To prawda, że są kultury, które nie widzą w tym nic
dziwnego, ale ja jakoś nie mogłam przebrnąć przez to zagadnienie. Pomijając
jednak ten temat, uznałam, że warto spojrzeć na tę historię z dwóch perspektyw.
Najpierw ujmijmy to z punktu widzenia tytułowych postaci. Cóż, nie wiem na ile
uczucia żywione przez dwójkę pozornie niedoświadczonych osób, to miłość.
Przyjmijmy, że tak jest. Można by się zastanowić czy to same zwaśnione
rody nie obudziły tej ekscytacji. Zawsze zakazany owoc lepiej smakuje. Zaistniałe
wydarzenia dają szerszy wgląd na życie dwóch rodzin stawiając równocześnie mur
między nastolatkami, a starszym pokoleniem. Kapuletów i Montekich uznalibyśmy w dzisiejszych czasach za rodziny mafijne i to nie tylko ze względu na pozorne umieszczenie fabuły we Włoszech. Śmierć jest tu czymś na wskroś obojętnym. Tworzy tylko pretekst do wszechogarniającej walki i eskalacji nienawiści. Rodzice Julii chcą wydać córkę za mąż tylko po to, by zranić Romea i ukazać siłę. Shakespeare w swoisty sposób ukazuje ludzką znieczulicę i chęć władzy. Najgorsza dla czytelnika jest świadomość uniknięcia niefortunnego końca, niemal w każdej chwili. Żaden z bohaterów ostatecznie nie dostrzega szansy zażegnania konfliktu koncentrując się na sobie. Nawet ojciec Laurenty wydaje się pomagać zakochanym, tylko ze względu na możliwość przyszłej wdzięczności.
Mniej szkodliwa jest naiwność czy wyrachowanie? Dla mnie, odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Większość uważa, że lektura „Romea i Julii" to doskonały przykład tego, co może się stać, kiedy nie słucha się rodziców. W moim odczuciu obwinianie o wszystko porywczego Romea i jego fascynacji, nie jest do końca właściwe (nie radzę tej tezy stosować w wypracowaniach szkolnych). Prawda jest dla mnie dużo mniej oczywista, biorąc pod uwagę aspekt społeczny. Może właśnie, dlatego w pewnym stopniu, odebrałam finał tragedii, jako akt wybawienia?
Na koniec, trochę o wydaniu, które dane mi było trzymać w rękach. Nigdy wcześniej nie słyszałam o Oficynie Wydawniczej "Promocja". Sama nazwa nie wzbudziła we mnie zaufania. Jest to lektura z opracowaniem dla uczniów i nauczycieli, stąd jestem bardzo krytyczna. Przyczepić można się do kilku aspektów, zarówno merytorycznych, jak i technicznych. Gdzie znajdziemy informację o tłumaczu? Otóż, ma dwunastej stronie opracowania i tylko tam. Dołóżmy do tęgo gwiazdki zamiast niektórych liter. Całkiem osobnym zagadnieniem jest samo opracowanie, będące poniekąd streszczeniem utworu, zamieszczonego dopiero w dalszej części egzemplarza. Dziwny jest również rozkład tekstu. Mnie najbardziej zdenerwowała duża ilość wykrzykników, co sprawiło uczucie dziwnego zaszczucia. Sam tekst opracowania negatywnie kontrastuje z przykładowym wypracowaniem, napisanym przez jedną z uczennic liceum. Niech to będzie puenta tego akapitu.
Niestety nigdy nie przekonałam się do tej historii. Cały świat ją podziwia, a ja mam do tego dzieła Szekspira całkowicie obojętny stosunek.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest piękne, że każdy czytelnik może mieć swoje zdanie o książce. W moim przypadku, z pewnością nie była to najlepsza pozycja tego autora, którą czytałam. "Makbet" podobał mi się zdecydowanie bardziej. Nie przejmuj się opinią świata, bo najważniejsze jest co ty myślisz i jak Ty to odbierasz.
UsuńO jeju, to jakieś koszmarne wydanie Ci się trafiło. :( Do samej historii jakoś nie potrafię się teraz ustosunkować, chyba muszę ją sobie przypomnieć. Na pewno inaczej bym ją odebrała niż w latach mojego nastolęctwa. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie punkt widzenia zmienia się z wiekiem. Sądzę, że gdybym poznała książkę, jako nastolatka, to z pewnością nie doczytałabym jej do końca. Być może dobrze się stało :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twoje podejście do tej historii:)
OdpowiedzUsuńTroszkę inaczej na to spojrzałam. W szkole inaczej interpretują treść. Na szczęście mogłam opisać to po swojemu. Każdy może na swój sposób odbierać książki i to jest pięknie :)
OdpowiedzUsuńKurczę, a ja chyba w końcu historii Romea i Julii nie przeczytałem. Zresztą, jeśli chodzi o Shakespeare to jest z nim u mnie krucho - znam tylko (chyba) "Makbeta".
OdpowiedzUsuńGdyby nie moja siostra, to pewnie ze mną byłoby tak samo :)
OdpowiedzUsuńDzięki za napiętnowanie tego wydania i ostrzeżenie przed nim. Takie rzeczy potrafią zepsuć radość obcowania z najlepszą nawet lekturą. Ja odbieram R&J inaczej niż Ty, choć również odmiennie od tego, czego wymaga szkolna urawniłowka. Szkoda, że dałaś tak niską ocenę. Dla mnie Szekspir jest the best! :)Choć nie zachęcam nikogo do praktykowania wyborów dokonywanych przez bohaterów jego dramatów :)
OdpowiedzUsuńOdbiór książki i jej finalna ocena wynika trochę z moich wcześniejszych doświadczeń z tym autorem. Na tle "Makbeta" książka "Romeo i Julia" wypada dla mnie blado. Cenię Shakespearea za jego inteligencję i umiejętność pokazania tragizmu zarówno osobistego jak i społecznego. Oczywiście, moim celem nie było całkowite zniechęcenie do tego jakże wybitnego dramaturga.
OdpowiedzUsuńNo tak. Makbet to samo mięsko. Przy nim Romeo i Julia faktycznie jak odcinek dla kobiet wygląda, taki "romantyczny" ;) Pytanie tylko, czy to nie było zamierzone, a ten romantyzm nieco przewrotny nie jest, gdyż uczuciowość tytułowej pary z głupotą graniczy?
UsuńByć może. Sama bym tego tak nie odebrała. Może to dlatego, iż jestem kobietą i trochę tej "romantyczności" we mnie jest, choć może nie w takiej formie i znaczeniu :) Twoja koncepcja do mnie przemawia, co świadczy, że warto poznawać różne punkty widzenia. Rzeczywiście gdybym pierwotnie tak jak Ty odebrała tę książkę, to ocena końcowa byłaby wyższa.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że w liceum miałam taki okres, że czytałam dzieła Shakespeare'a, zarówno dramaty jak i komedie :) Nie wszystkie bardzo mi się podobały, ale oczywiście "Romeo i Julia" jako klasyka, to zdecydowanie tak :) Wiadomo, ma swoje wady, ale jak na tamten czas była przełomowa :)
OdpowiedzUsuńJa nie miałam tej książki w szkolnych lekturach w całości. Były jedynie fragmenty. Dopiero w liceum dokładniej przeanalizowałam "Makbeta" i inne dzieła. Cały czas mam w planach ich czytanie, ale zobaczymy kiedy ostatecznie nadrobię zaległości z Shakespeare'a.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę jako lekturę, dlatego nie przypadła mi do gustu. Może gdybym przeczytała ją z "własnej woli", to moje odczucia byłyby inne :)
OdpowiedzUsuńZ przymusu czyta się niestety inaczej.
OdpowiedzUsuńLudzie często nie lubią R&J bo czytają tylko historie o zakochanych nastolatkach, a przecież trzeba dostrzegać tak wiele ukrytych motywów w tej książce... ach, szkoda, że nie każdy to potrafi...
OdpowiedzUsuńDla większości samo czytanie czegokolwiek jest bolesne ;)
Usuń