Ads 468x60px

czwartek, 7 lutego 2013

Pan Wołodyjowski w kadrze

W historii polskich ekranizacji filmowych, dzieła Henryka Sienkiewicza zajmują wyjątkowe miejsce.  Należało by sobie zadać pytanie dlaczego tak jest. Nieuniknione było, iż zaraz po zapoznaniu się z książkowymi  losami Pana Wołodyjowskiego (o których mogliście przeczytać tutaj ), zdecydowałam się poznać adaptacje książki. W miarę zagłębiania się w historię powstawania produkcji Jerzego Hoffmana, coraz ciekawsza była dla mnie zagadka tego, iż postępowanie reżysera filmu, stało się poniekąd większą tajemnicą, niż sam aspekt przedstawienia fabuły. Zapraszam dziś w wyjątkową podróż śladami Małego Rycerza, uchwyconego w niezwykłym kadrze.

  O serialu


Tytuł „Przygody Pana Michała"
Reżyseria: Paweł Komorowski
Scenariusz: Jerzy Lutowski
Rok produkcji:1969
Liczba odcinków: 13

Telewizja polska jest znana z tego, że m.in. w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych podjęła się ambitnego zadania zekranizowania sporej większości polskich lektur szkolnych. W ramach tego projektu powstały takie seriale jak „Lalka" czy „Syzyfowe prace", czy „Przygody Pana Michała" będące niemal  wierną adaptacją "Pana Wołodyjowskiego". Początkowe dwa odcinki okazały się dla mnie sporym rozczarowaniem. Byłam bliska rezygnacji z oglądnięcia pozostałych epizodów. Nie żałuję, iż nie poddałam się zniechęceniu.
Szczególnie pozytywne wrażenie, robi znakomicie dobrana obsada aktorska. Tadeusz Łomnicki w roli głównego bohatera, pozostaje w pamięci widzów na lata. W moim odczuciu, jednak to nie on jest główną gwiazdą tej trzynastoodcinkowej historii. Na pierwszy plan wysuwa się wyjątkowa kreacja Magdaleny Zawadzkiej. Jak wiadomo, Basia jest niezwykle ważna dla rozwoju fabuły i trzeba sporą ilość talentu, by przedstawić jej wyjątkowy temperament. Zresztą wszystkie postacie z trylogii mają bardzo rozbudowane osobowości, co sprawia, że z jednej strony są bardziej interesujące, a z drugiej przeniesienie ich na ekran wymaga dobrego warsztatu aktorskiego. Plejada gwiazd zapewniła serialowi sukces i ukazała skryte zdolności. Barbara Brylska od teraz będzie dla mnie nie tylko ikoną kina, ale również osobą o całkiem niezłych zdolnościach wokalnych.
Jeśli chodzi o realizację, nie sposób docenić przynajmniej dwóch aspektów. Scenografia jest niezwykle dopracowana, co jest niezwykle ważne zważywszy na fakt, iż serial był kręcony w technologii czarno-białej. Sceny batalistyczne są na całkiem przyzwoitym poziomie. Nie stawiałam poprzeczki zbyt wysoko, ze względu na rok produkcji, a tu spotkała mnie całkiem miła niespodzianka. 
Szczególna jest też dla mnie piosenka tytułowa. "Pieśń o Małym Rycerzu", która żyje już poza serialem. Jako fanka siatkówki, znam tekst do kompozycji niezrównanego Wojciecha Kilara niemal na pamięć, co jest tylko kolejnym dowodem, że telewizyjna produkcja przeszła do klasyki.

Moja ocena: 7/10 (dobry serial)

O filmie

Tytuł „Pan Wołodyjowski"
Reżyseria: Jerzy Hofman
Scenariusz: Jerzy Lutowski
Rok produkcji:1969
Długość filmu: 2 godz. 41 min.
Powstanie serialu, był skutkiem świetniej adaptacji filmowej książki. Postanowił to uczynić Jerzy Hoffman. Tutaj warto wspomnieć o zagadce, przytoczonej przeze mnie na wstępie. Jeśli po prostu porównać sekwencje poszczególnych scen wersji kinowej i telewizyjnej, bez trudu można zauważyć, iż są one identyczne, pomimo  iż mamy dwóch różnych reżyserów. Co więcej niemal cała obsada pozostała niezmieniona. Hofman dał po prostu gotowy, idealny schemat z pieczołowitością, skopiowany przez Komorowskiego.
Co należy więc docenić w wersji kinowej? Bardzo wiele. Przede wszystkim dobra kreacja Jana Nowickiego, jako Ketlinga, dodaje kolorytu. Dziwię się, że ten aktor został "wymieniony" w wersji telewizyjnej. "Pan Wołodyjowski" był ponadto filmem kolorowym. Zaangażowano potężne środki, by adaptacja była idealna. Zachwycają efekty specjalne, bardzo rozwinięte jak na czas realizacji.
Film zdobył dwie Złote Kaczki (dla kreacji Łomnickiego  i Zawadzkiej) i wykreował nowe gwiazdy kina, choćby  Daniela Olbrychskiego.
Rozpoczęłam od opisu serialu, gdyż niemal zawsze  postrzegam adaptację, względem oryginału książkowego. Być może to sprawia moją nieco niższą ocenę filmu, według serialu. Ale czyż można zmieścić całe piękno trylogii w blisko trzech godzinach filmu?
 Na koniec muszę podzielić się z wami osobistą refleksją. Jedyną rolą, która mnie denerwowała, był Jan Sobieski. Nie chodziło tu o samą rolę, a raczej o podobieństwo aktora do jednego z europejskich przywódców. Tak mnie to zaskoczyło, iż sama nie wiem, jak to ocenić.

Moja ocena: 6/10 (niezły film)

Generalnie polecam zapoznanie się z obiema adaptacjami. Różnice  są niewielkie, niemniej uważam, że żadna z nich nie byłaby pełna bez tej drugiej. 

Powiązane wpisy




       

    

6 komentarzy:

  1. Hmmm...Dawno temu, bo dawno temu, ale jednak oglądałam obydwie adaptacje. I chyba bardziej przypadła mi do gustu pierwsza przez Ciebie opisywana, czyli "Przygody pana Michała". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba mam "starą duszę", bo ta wersja też bardziej mi się podobała :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wpis, przypominający mi ukochany serial... Niezwykle zafrapowało mnie zdanie:"coraz ciekawsza była dla mnie zagadka tego, iż postępowanie reżysera filmu, stało się poniekąd większą tajemnicą, niż sam aspekt przedstawienia fabuły". Co miałaś na myśli???

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzieś natrafiłam na notkę, że Hoffman był ukrytym reżyserem serialu. Jak podobno później napisał, było to spowodowane szczególną atmosferą polityczną, stąd to moje zainteresowanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. "kreacja Jana Nowickiego, jako Kietlinga"... Kietlinga???!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za czujne oko. Człowiek istota omylna.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.