Autor: Henryk Sienkiewicz Tytuł: „Pan Wołodyjowski" Wydawnictwo: Agora ISBN: 9788360225646 Data wydania: 2007 Długość ścieżki: 21 godz. 32 min. |
Czasem w
moim życiu przychodzi taki moment, gdy mam wrażenie, że staram się zawrócić
kijem "czytelniczą" Wisłę. Kiedy inni zachwycają się nowościami
wydawniczymi, ja zdaję się pędzić w całkiem odwrotnym kierunku. Nie czuję się z
tym źle, jednakże zawsze szarpią mną silne emocje, niczym
buntownikiem świadomie stającym na linii ognia. Tym razem
postanowiłam zmierzyć się z finalną częścią jednej z najbardziej
znienawidzonych książek, której pierwsze dwie części jeszcze do niedawna były
filarem kanonu lektur szkolnych.
Od pewnego czasu zastanawiałam się czy powinnam
sięgnąć po ostatnią część trylogii Sienkiewicza. Decyzja nie była łatwa. Każdą
poprzednią część czytałam na innym etapie życia i zawsze z przymusu.
Jednocześnie te utwory stały się swoistym barometrem mojego „dojrzewania
czytelniczego". Byłam bardzo ciekawa, jak na tym tle wypadnie „Pan
Wołodyjowski" i czy nie będę żałować tego, iż nie zakończyłam swojej przygody
z Sienkiewiczem na „Potopie". Po ostatecznym postanowieniu, wyrósł nagle
dylemat natury technicznej. Czy dam radę ponownie zmierzyć się z językiem
staropolskim? Ostatecznie przeskoczyłam ten problem, zastępując książkę
audiobookiem z kolekcji Gazety Wyborczej. Nie ukrywam, że po części było to
skutkiem pozytywnej reakcji po przesłuchaniu "Lwów mojego podwórka". Z drugiej
jednak strony, kto by się oparł, gdy w świat wielkich rycerzy wprowadza Janusz
Gajos?
Akcja ostatniej części trylogii rozpoczyna się ok.
1667 roku. Cała szlachta zjeżdża się do stolicy, by wybrać nowego króla. Tutaj
w roli agitatora politycznego prezentuje się Onufry Zagłoba. Oczywiście, same
pertraktacje polityczne naszemu bohaterowi nie wystarczają. Na pierwszy plan
wysuwa się pomoc staremu przyjacielowi. Michał Wołodyjowski, czyli jedna z
największych szabli Rzeczypospolitej, przeżywa osobistą tragedię, odkąd stracił
narzeczoną. W akcie desperacji, Mały Rycerz postanawia zostać Kamedułą, co
bardzo nie podoba się jego druhom. Zagłoba za wszelką cenę postanawia odwieźć
przyjaciela od tego zamiaru, będąc przekonanym, iż już w niedługim czasie
jego umiejętności na polu bitwy będą niezbędne do ratowania kraju przed
najazdem wroga.
Pod względem całości, „Pan Wołodyjowski" jest
znakomitym domknięciem trylogii. Ma w sobie zarówno wszystkie wady jak i zalety
powieści „pisanej ku pokrzepieniu serc". Spotykamy, więc niemal wszystkie
postaci poznane we wcześniejszych częściach. Występują one teraz jedynie w
formie epizodycznej. Na pierwszy plan wysuwają się tym razem bohaterowie,
stanowiący do tej pory pewien rodzaj spoiwa pomiędzy „Ogniem i mieczem", a
„Potopem". Osobiście, Michał Wołodyjowski oraz Zagłoba to moje ukochane
postaci, stąd bardzo mnie to cieszy.
Sienkiewicz stawia przed nami rycerza idealnego.
Charakteryzuje się on zawsze mądrością, a zarazem sporą dawką naiwności. Trudno
jednak odmówić autorowi niesamowitej zdolności budowy postaci z krwi i
kości. Każdy ruch i każda emocja jest tutaj zrozumiała. Wszak każdym z
nas kierują w pewnym stopniu uczucia i to powoduje działania. Stąd tak ważna
jest postać kobieca. Tym razem jest ich aż dwie. Skoro są aż dwie panie,
niepostrzeżenie tworzy się dość rozwinięty wątek miłosny. Pierwszą tom książki
czyta się jak romans a nie książkę historyczną. Zaskakuje fakt, iż noblista
zdecydował się na wprowadzenie Basi, którą można odczytać, jako
kobietę-rycerza. To ona burzy krew w bohaterach powieści.
Pomimo tego, iż ostatnia część trylogii, przedstawia
szlachcica idealnego, pokazując tylko jego dobre strony, to jednak pomimo
starań Sienkiewicz ukazuje też pośrednio przyczynę ostatecznego upadku państwa.
Nie należy jednak postrzegać faktów historycznych w sposób bezkrytyczny.
Wielu zarzuca książce przeinaczanie dziejów. Trudno się z tym nie
zgodzić, dlatego ja sama traktuję tło powieści, jako nieco wyimaginowaną, choć
doceniam wprowadzenie w treść fabuły, postaci historycznych. Tym razem jest to
Jan Sobieski. Finalnym punktem akcji jest relacja bitwy pod Chocimiem z
1673 roku, mająca utrwalić dumę z polskości,
„Pan Wołodyjowski" to powieść, która potrafi
wycisnąć łzy. To pozycja dla wszystkich tych, którzy uwielbiają prozę
historyczną w najlepszym wydaniu.
Finał zarówno trylogii, jak i filmowej adaptacji nieodmiennie wyciska mi łzy z oczu :-(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
O filmie napiszę w jednej z kolejnych notek. Zarówno film jak i książka zrobiły na mnie duże wrażenie. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
UsuńNapiszę tak jestem oniemiały po Twojej recenzji audiobooka żałuję, że nie miałem możliwości przesłuchać płyty, co będę musiał w krótkim czasie nadrobić. Dla mnie początek Twojego bloga jest z przytupem i wróże mu świetlaną przyszłość. Pozdrawiam serdecznie;)
OdpowiedzUsuńOby Twoje słowa okazały się prorocze :) Co do audiobooka to zachęcam do nadrobienia zaległości. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńZa audiobookami niestety nie przepadam, ale "Pana Wołodyjowskiego" oczywiście znam i cenię. Bardzo lubię ekranizację. :)
OdpowiedzUsuńNie każdy musi lubić audiobooki. Ważne żeby czytać. Jestem przekonana, że ostatecznie więcej u mnie będzie recenzji książek w tradycyjnej formie. Nic przecież nie zastąpi szelestu papieru i odwracania kartek przy poznawaniu kolejnej historii :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze styczności z audiobookami, więc nie wiem czy dałabym radę, ale w końcu musi być ten pierwszy raz. :) Sienkiewicza czytałam jedynie ''Krzyżaków'', których uwielbiam, a ''W pustyni i w puszczy'' natomiast nie cierpię. Pana Wołodyjowskiego kiedyś z pewnością przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńPS. Czy mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową, jeśli to nie problem? :) (Projekt - ustawienia - posty i komentarze) :)
Nie każdy lubi audiobooki, warto się jednak o tym przekonać :) Jeśli podobali Ci się "Krzyżacy" jestem prawie pewna, że polubisz też całą trylogię. Osobiście polecam zacząć od "Ogniem i mieczem", później przejść przez losy Kmicica w "Potopie" i zakończyć na "Panu Wołodyjowskim". Każdą część można oczywiście czytać oddzielnie bez utraty wątku, stąd decyzję pozostawiam Tobie :)
OdpowiedzUsuńP.S Weryfikacja obrazkowa wyłączona:)
Trzymam kciuki za dobry początek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Trzymanie kciuków zawsze dodaje motywacji :)
OdpowiedzUsuńKlasyka, która warto przeczytać, obejrzeć, a teraz nawet wysłuchać. Osobiście za audiobookami nie przepadam. Na niektórych mocno się zawiodłam, inne były ok. Ale będę z przyjemnością zaglądać :)Pozdrawiam i powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście na audiobookach można się zawieść, ale mnie na szczęście to jeszcze nie spotkało. Klasyka jest rzeczywiście warta poznania, choć wydaje mi się, iż teraz mało kto ją docenia.
OdpowiedzUsuńFajnie będzie mieć stałą czytelniczkę. Pozdrawiam, dziękując za życzenia :)
Nie lubię lektur, nie lubię takiej klasyki. Nudzi mnie, odstrasza. Myśl, że muszę przeczytać parę, aby przygotować się do matury przyprawia mnie o mdłości. Niby rodzime to, ale nie mój gatunek, niestety. Pozostało to chyba po tylu latach nauki.
OdpowiedzUsuńByć może masz rację. Szkolne lektury odstraszają. Ważne żeby czytać co się lubi :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wkroczyłaś do blogowego świata :) Ja w ogóle nie potrafię "czytać" audiobookowo :)
OdpowiedzUsuńNie każdy potrafi "czytać" audiobookowo, i nie każdy musi to robić :) Co więcej uważam, że zamykanie niektórych książek tylko w takiej formie nie jest wskazane. Doskonałym przykładem są utwory Borgesa, które w moim odczuciu bez formy drukowanej, bardzo dużo by straciły.
OdpowiedzUsuńWkroczenie w świat "kulturalnej" blogosfery bardzo mnie cieszy. Po przeczytaniu tylu fantastycznych opinii innych (w tym notek z Twojego bloga), zapragnęłam w końcu sama spróbować. Zobaczymy co z tego wyniknie :)
Czekam mnie już niedługo .. :) Zapraszam na urodzinowy konkurs do mnie! :) Można wygrać książkę i niespodziankę ;)
OdpowiedzUsuńOj nie mam raczej szczęścia do konkursów :) Następnym razem prześlij mi link do konkursu prześlij mi przez zakładkę kontaktową (http://inna-perspektywa.blogspot.com/search/label/Kontakt), a link do niego pojawi się z boku strony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)