Autor: Jeff Abbott Tytuł: „Zderzenie" Tytuł oryginału: COLLISION Tłumaczenie: Wiesław Marcysiak Wydawnictwo: Albatros ISBN: 9788373599222 Data wydania: sierpień 2009 Liczba stron: 422 |
Autorzy
powieści sensacyjnych od lat zastanawiają się jak uwieść czytelnika. W
przypadku współczesnej prozy amerykańskiej nie da się ukryć, iż
zdecydowany zwrot nastąpił po wydarzeniach z 11 września. Kwestią czasu było,
kiedy literaci sięgną po wątki, które kojarzą się z tą jakże okropną datą.
Powstała więc pewnie niezliczona ilość powieści, mająca w tle emocje, które
pewnie wielu Amerykanów i nie tylko, odczuwa do dziś. Powieść sensacyjna
"Zderzenie" zdaje się znakomicie pasować do tego nurtu. Pytanie
zasadnicze jednak brzmi : Czy po tylu pozycjach, mówiących o siatkach
terrorystycznych, tajnych służbach i uwikłaniu głównego bohatera w afery, można
przeciętnego czytelnika czymkolwiek zaskoczyć? Pewnie jest bardzo trudno, co
absolutnie nie oznacza, iż nie należy próbować. Postanowiłam sprawdzić czy Jeff
Abbott sprostał temu, jakże karkołomnemu wyzwaniu. Jeśli jesteście ciekawi do
jakich doszłam wniosków, serdecznie zapraszam do przeczytania tego tekstu do
końca.
Wyobraźcie sobie teraz wygląd przeciętnego pechowca.
Co prawda ma dość dobrze płatną pracę, ale jeśli chodzi o życie prywatne, to
znajduje się ono w totalnej rozsypce. Nie każdemu zdarza się tak, jak naszemu
bohaterowi, stracić żonę w czasie podróży poślubnej. Co więcej, Ben jest przez
pewien czas posądzany o morderstwo osoby, którą tak bardzo kochał. Gdy
poznajemy tego mężczyznę, wydaje się, że wszystko zaczyna się w końcu układać.
To tylko pozorna cisza przed następną burzą. Wszystko przez skradzioną
tożsamość. Z twórczością
Abbotta spotkałam się po raz drugi, gdyż wcześniej miałam już okazję przeczytać
„Strach". Obydwie
książki mają kilka cech wspólnych. Coś, co szczególnie zwróciło moją uwagę, to
niesamowite tempo fabuły, które wydaje się być charakterystyczne dla tego
pisarza. „Zderzenie" bardziej przypomina film akcji, niż słowo pisane.
Potęguje to jeszcze pojawienie się w pewnym momencie tajemniczego Pielgrzyma,
który stanowi kontrast do Bena. Pozycja jest to w większości dialog między
postaciami, których jest naprawdę mnóstwo. Być może, to było
bezpośrednią przyczyną tego, iż nie dostatecznie zżyłam się z wykreowanymi
osobami. Fabuła wydaje mi się niewykorzystana w pełni. Miałam wręcz poczucie
powierzchowności przedstawianych wątków.
W tym miejscu
muszę podkreślić, że dawno nie się z taką ilością motywów, poniekąd
"upchniętych" obok siebie. Mamy tu, więc m.in. terroryzm,
przekupstwo, naciski, głupotę, hakerstwo i coś, z czym nie spotkam się jeszcze
nigdy dotąd w aż takim wymiarze. Tajna komórka wywiadowcza, wewnątrz tajnej
komórki wywiadowczej? Myślę, że to trochę zbyt wyimaginowana koncepcja. Do wad
tej pozycji dodać jeszcze mogę specyficzny rodzaj transformacji bohaterów. Jest
to wymiana "dwukierunkowa". Jeden bohater staje się nagle mądrzejszy,
a drugi zdecydowanie głupszy i to całkiem bez konkretnej przyczyny. Momentami
postaci wiedzą nawet coś, czego potencjalnie powinni być nieświadomi.
Pomimo
zastrzeżeń, polecam książkę tym, którzy cenią sobie zwroty akcji w tego typu
powieściach.
Moja ocena: 5/10 (przeciętna książka)
Do tego typu wątków w powieściach póki co mnie nie ciągnie, więc daruję sobie. Zwłaszcza, że stos książek do przeczytania "na wczoraj" jakoś zmaleć nie chce. :)
OdpowiedzUsuńMasz szczęście, że Twój stosik nie maleje. Życzę więc miłego czytania :) Do Abbotta raczej nie zachęcam znając już troszkę Twój gust czytelniczy.
OdpowiedzUsuńChyba za dużo tego wszystkiego jak dla mnie. Przesyt może zabić fabułę.
OdpowiedzUsuńI dosyć skutecznie zabija, stąd ode mnie jedynie przeciętna ocena :)
OdpowiedzUsuń