Ads 468x60px

poniedziałek, 9 marca 2020

Victoria Gische - Czas wojny, czas miłości




Autor:  Victoria Gische 
Tytuł: „Czas wojny,  czas miłości"
Wydawnictwo: Kobiece
ISBN: 978-83-66134-14-0
Data wydania: 20 listopada 2019
Liczba stron: 304
„Jak ten czas szybko leci”. – pomyślałam sobie pewnego ranka, otwierając maila od wydawnictwa Kobiece z propozycją patronatu nad najnowszą książką Victorii Gische. Od mojej lektury Kochanki królewskiego rzeźbiarza minęło ponad pięć lat. Na patronat ostatecznie się nie zdecydowałam, ze względu na brak czasu oraz w przeczucie, że świeżutka powieść Ślązaczki może nie zachwycić mnie aż tak bardzo jak poprzedni tytuł. Nie ukrywam, iż dziś nie jestem już tą samą czytelniczką, jaką byłam we wrześniu 2014 roku. Mimo to nie mogłam oprzeć się pokusie, aby poprosić o egzemplarz recenzencki już nie po to, by patronować mu medialnie, lecz przeczytać Czas wojny, czas miłości na spokojnie przy kawie i ciastku. Dziś wiem, że podjęłam najlepszą z możliwych decyzji. Wszystko dlatego, iż niniejszy tekst nie będzie standardową recenzją (o ile taką kiedykolwiek napisałam), lecz przede wszystkim zbiorem moich przemyśleń nad tym, dlaczego tak fascynujący pomysł na wielotomową opowieść rodzinną został zamknięty jedynie na nieco ponad trzystu stronach.

Jest styczeń 1891 roku. W bibliotece małego dworku w Nieczujowie właścicielka majątku zastanawia się jak przekonać syna, by nie brał ślubu z Aleksandrą Świerczyńską. Myliłby się jednak ten, kto posądza Różę von Goch o cynizm, a tym bardziej o dążenie po trupach do celu. Dobiegająca do pięćdziesiątki kobieta po prostu obawia się, że przez przykry wypadek w dzieciństwie, narzeczona jedynego jej dziecka jest bezpłodna. Henryk jest jednak nieprzejednany i już wkrótce dochodzi do ogromnego wesela. Sama Róża po latach przyzna, że cieszy się, iż syn postąpił wbrew jej woli. To właśnie ta niesubordynacja sprawiła, że jej najbliżsi mogli przeżyć w swoim towarzystwie, choć kilka beztroskich i cennych chwil. Już niedługo, bowiem rodzina von Goch przeżyła bezmiar tragedii, które wszystko zmieniły. Na świecie pozostały wówczas jedynie trzy przedstawicielki rodu, które musiały stawić czoło nie tylko bolesnym wspomnieniom, ale także skutkom dwóch wielkich wojen, które zburzyły ich wewnętrzny spokój.

Myślę, że Victoria Gische wpadła na świetny pomysł, aby osadzić fabułę swej powieści na przestrzeni pół wieku. Ludzie, którzy przyszli na świat w pierwszej dekadzie XX wieku, podobnie jak moja śp. prababcia Stefania, należeli, bowiem do pechowego pokolenia, które musiało przeżyć aż dwie wojny światowe. Ciężko mi jako osobie, która nigdy nie doświadczyła tak ciężkich chwil, zrozumieć skąd ta niezwykła generacja znajdowała siłę, by wciąż na nowo odbudowywać swoje życie. Tym bardziej cieszę się, że autorka opisała właśnie ten moment w historii świata.


"Widcombe Manor House, Bath" by Derek Harper is licensed under CC BY-SA 2.0 cc-iconby license iconsa license icon


Czas wojny, czas miłości to książka, gdzie nie ma złych bohaterów, ale są złe czasy, z którymi muszą sobie radzić. Nie spotkacie tu, więc typowych czarnych charakterów, a każdej z postaci będziecie mocno kibicować. Z czasem okaże się, że nikogo nie ominą bolesne doświadczania, choć zawsze gdzieś na końcu drogi będzie migotać światełko nadziei na lepsze jutro. Jak w życiu, jedni dojdą do celu, a inni nigdy nie znajdą tego czego szukają. Może dzięki temu, najmocniejszym punktem powieści jest wątek romansowy. Rozterki miłosne Leny, Tristana i Roana mają w sobie atmosferę klasycznego romansu kostiumowego. Victoria Gische nie korzysta z najpopularniejszych schematów, co sprawia, że czytelnik nigdy nie wie, czy los połączy ponownie zakochanych. Obserwując decyzje bohaterów (a zwłaszcza Leny), niejednokrotnie czujemy rozczarowanie zmieszane ze zdziwieniem, a równocześnie powoli dociera do nas, że w tej historii nigdy nie miało być sielankowego, hollywoodzkiego zakończenia rodem z komedii romantycznej. Słodko-gorzki finał powieści pasuje, bowiem idealnie do zdumiewającej puenty, która wybrzmiewa dopiero w przedostatnim rozdziale książki.

Głównym problemem okazała się jednak objętość książki, która powinna być przynajmniej dwa razy grubsza. Nie wiem, jaki limit znaków został narzucony pani Viktorii, ale okazał się on zdecydowanie za mały jak na tak wiele wydarzeń. To wszystko sprawia, że początkowe dziewięćdziesiąt stron powieści to nie tyle wprowadzenie do poruszającej historii Leny, co istna gonitwa fabuły na złamanie karku. Victoria Gische znalazła, co prawda świetny sposób na skondensowanie akcji książki w listach, ale nie ukrywam, że z chęcią przeczytałabym o przedwojennych dziejach rodziny von Goch zdecydowanie więcej.

W Kochance królewskiego rzeźbiarza bardzo ceniłam tło historyczne, które nie było na pierwszym planie, ale w moim odczuciu pozytywnie wpływało na treść. Niestety, w Czasie wojny, czasie miłości to właśnie w tym elemencie, kryje się najwięcej niewykorzystanego potencjału. Stwierdzenie, że Victoria Gische pominęła kontekst historyczny jest co prawda kłamstwem, ale gdy spojrzymy z jaką lekkością autorka wplata do swojej fabuły realne postacie historyczne jak Maria Skłodowska-Curie czy Howard Carter[1] to czasem chciałoby się krzyknąć: „Pani Victorio chcemy więcej!”. Pod tym względem nie ucierpiał jedynie wątek wyjazdu Leny na wykopaliska do Egiptu. Wiedząc o zamiłowaniu samej pisarki do tego tematu, cieszę się, że nasza główna bohaterka również mocno interesuje się historią piramid. Szkoda jednak, że wzmianki o zaborze rosyjskim, protestach żyrardowskich włókniarzy w 1883 roku czy walk o niepodległość Irlandii[2] są wspomniane jedynie w kilku zdaniach jako spoiwo fabularne. Wydaje mi się, że to mógł być ukłon ze strony wydawcy dla wszystkich tych, którzy nie lubią wątków historycznych. Jako że ja się do tej grupy nie zaliczam, mimowolnie szukałam w treści książki wszystkich miejsc, gdzie autorka prawdopodobnie musiała pozbyć się rozbudowanych opisów tła hisroryczno-obyczajowego.


Czas wojny, czas miłości to książka napisana naprawdę pięknym językiem. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem progresu, jaki autorka poczyniła w tym względzie. Ilość sentencji, które wynotowałam z powieści, jest imponująca. Victoria Gische w bardzo sugestywny sposób pisze o wykwintnych potrawach oraz tradycjach mieszkańców Nieczujowa.  Konstrukcja powieści również bardzo mi się podoba. Na początku rozdziału znajduje się słynny cytat, a poniżej miejsce i czas akcji, który będziemy obserwować. Niemałą rolę w fabule odgrywają listy, które skrótowo pokazują, co zmieniło się na przestrzeni danego okresu czasu, biorąc pod uwagę perspektywę konkretnego bohatera. Niestety, w książce nie brakuje powtórzeń, które mogą przeszkadzać szczególnie młodym czytelnikom. Natomiast starsze pokolenie będzie czuło się w tej konwencji zdecydowanie pewniej, dlatego Czas wojny, czas miłości może być świetnym prezentem dla mamy lub babci.




Podsumowując, Czas wojny, czas miłości to całkiem sprawnie napisany romans obyczajowy z dość małą otoczką historyczną. Przez większość fabuły to pozycja do bólu przeciętna, której nie można ani odradzić, ani polecić. Mimo to, zakończenie podbija wartość tego tytułu, pozostawiając w czytelniku wiele pytań bez odpowiedzi. Wydaje się jednak, że Victoria Gische popełniła błąd, zamykając swoją fabułę w jednym tomie. Jest to, bowiem idealny pomysł na piękną dylogię a nawet trylogię, opowiadającą losy rodziny, której nie można nie polubić.





[1] Howard Carter (1874-1939) – słynny egiptolog, odkrywca grobowca Tutenchamona.
[2] Irlandzka wojna o niepodległość – wojna partyzancka w Irlandii prowadzona w latach 1919–1921  przeciwko wojskom brytyjskim.

*
Za swój egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu



Powiązane wpisy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.