Autor: Nina George
Tytuł: „Lawendowy pokój" Tytuł oryginału: Das Lavendelzimmer Tłumaczenie: Paulina Filippi-Lechowska Wydawnictwo: Otwarte ISBN: 978-83-75153-07-1 Data wydania: 30 lipca 2014 Liczba stron: 344 Strona autora: http://www.nina-george.com |
W życiu niemal każdej osoby, która spędza mnóstwo czasu między regałami z literaturą, przychodzi taki moment, kiedy jakiś znajomy zakochany wyłącznie w nowoczesnych technologiach, bądź niezbyt miło wspominający czasy lektur szkolnych zapyta, dlaczego czytamy. Jak wtedy wyjaśnić pasję wpatrywania się w rzędy czarnych literek na kartkach, gdy gdzieś obok jest wszechogarniający Internet i telewizja? W końcu odpowiedzi jest tak wiele. Dla niektórych to forma rozrywki, dla innych chwilowa odskocznia od smutnej codzienności, niedającej nadziei na lepsze jutro. Gdzieś są również osoby, poszukujące w fikcyjnych fabułach sposobów rozwiązania swoich realnych problemów. Często łatwiej wziąć do ręki niepozorną książkę niż porozmawiać z kimś naprawdę bliskim o gnębiących nas kłopotach. Tylko czy to jest naprawdę dobre rozwiązanie? Oto jedno z wielu pytań, jakie zadaje Nina George na stronach swojej powieści.
Jean Perdu to nietypowy księgarz, prowadzący niezwykłą Aptekę Literacką, gdzie książki sprzedaje się jak leki na receptę. Wystarczy, że ktoś zawita w gościnne progi barki Lulu, by wprawne oko sprzedawcy woluminów odkryło, jaką pozycję i w jakiej dawce należy przepisać, by czytelnik czuł się lepiej. Są tam wszak księgi na wszystkie smutki. Od lat rzesze wiernych klientów topią tam swoje problemy w przeróżnych tytułach. Jednak w myśl porzekadła, iż szewc bez butów chodzi, mężczyzna na co dzień pomagający w leczeniu zranionych dusz, sam przeżywa wewnętrzne rozterki. Odkąd ponad dwie dekady wcześniej odeszła od niego ukochana, żyje jak pustelnik. Wokół siebie ma tylko stosy książek, z których zbudował osobliwy mur, oddzielający go od niechcianych wspomnień. Niespodziewanie musi stawić czoło uśpionym demonom, wchodząc do lawendowego pokoju po stół dla nowej sąsiadki, która została z niczym. To sprawia, iż w niedługim czasie mężczyzna jest zmuszony do otwarcia listu, będącego gdzieś na dnie szuflady i zawierającego odpowiedź na pytanie, które Jean zadawał sobie nie raz w ciągu dwudziestu jeden lat. Wbrew pozorom to, czego się dowiaduje, sprawia, że nieznośny ból zamienia się w jednej chwili w bezbrzeżne poczucie winy. W akcie desperacji spokojny dotąd człowiek odcumowuje swoją barkę i wyrusza w podróż tam, gdzie powinien znaleźć się już dawno. Niespodziewanie, dołącza do niego młody pisarz Max Jordan, który po oszałamiającym debiucie, szuka inspiracji do kolejnej powieści, unikając uciążliwej adoracji zakochanych w nim nastolatek.
Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam tak dobrej, a zarazem tak złej powieści. Do około połowy pozycji miałam ochotę wyrzucić ją przez okno. Drażnił mnie styl i ścieranie się dwóch kontrastowych koncepcji, bo czyż można sobie wyobrazić coś na kształt romansu psychologicznego? Autorka bardzo długo stara się osiągnąć bilans między elementami, które pozornie do siebie nie pasują. W końcu osiąga swój cel, ale zanim to nastąpi, jesteśmy zasypywani obrazem idyllicznej miłości. Tylko czy opisywaną sytuację można tak nazwać, gdy wiemy, że kobieta żyła z dwoma mężczyznami równocześnie, nie mogąc się zdecydować na jednego z nich? Czy jak twierdziła, była to w pełni jawna relacja między nią, mężem i kochankiem? Pomijając jednak tę kwestię, na kartach powieści obserwujemy dogłębny proces przeżywania żałoby po stracie bliskiej osoby, który przedstawiony jest w większości poprzez rozmowę w myślach głównego bohatera z Manon. Autorka stawia również pytanie czy człowiek walczący ze śmiertelną chorobą, ma prawo do zachowania tej informacji dla siebie bez wtajemniczania w to najbliższych.
Niemka buduje swoją fabułę, dzięki zastosowaniu wyraźnego kontrastu między głównymi bohaterami. Młody Max uosabia współczesnego człowieka, który jest przyzwyczajony do zdobyczy cywilizacji i czerpie inspiracje z chaosu wielkiego miasta. Przyszedł jednak moment, gdy potrzebował chwili wytchnienia i wtedy właśnie spotkał Jeana. Tylko czy chłopak, który charakteryzuje się otwartością, zrozumie introwertyczną osobowość kompana podróży i będzie potrafił mu pomóc w odzyskaniu radości życia?
Słowa uznania należą polskiemu wydawcy, który zastosował dwa rodzaje czcionki, by rozgraniczyć świat wewnętrznych myśli i zewnętrznych wydarzeń. U George ta granica jest dość płynna, stąd poznawanie fabuły wymaga skupienia ze strony odbiorcy. Opis bolesnych wspomnień często jest przywoływany w trakcie błahych dialogów, do których ponownie jesteśmy odsyłani po odbyciu sentymentalnej podróży do jakiegoś fragmentu przeszłości.
„Lawendowy pokój” to powieść, gdzie ważnym elementem jest książka, gdyż to ona stanowi źródło pocieszenia oraz barierę przed bólem. Wobec braku pieniędzy staje się także środkiem płatniczym w trakcie dalekiej wyprawy do Prowansji. Paradoksalnie, to udowadnia, że czytanie to nie wszystko i nie zwalnia nas od kontaktu z ludźmi i stawiania czoła codziennym trudnościom w realnym życiu. Uzupełnieniem fabuły są dołączone przepisy kulinarne oraz unikalna bibliografia książek, ukazanych poprzez emocje, jakie mają wywołać w przyszłym czytelniku. Nie do końca przekonuje mnie taka forma opisu pozycji, bo już wielokrotnie przekonałam się, że co dla jednego jest wzruszające, dla kogoś innego bywa banalne.
Myślę, że sporo racji miał Szymon Bobrowski, sugerując w krótkiej rekomendacji na okładce, iż ten tytuł powinien trafić w odpowiednie ręce. Jestem przekonana, że zdecydowana większość osób, które po niego sięgną, zarzucą lekturę po kilkudziesięciu stronach. Zostaną tylko Ci najbardziej wytrwali. To dla nich będzie nagrodą odkrycie naprawdę ciekawej głębi tej powieści.
***
Tekst powstał w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki realizowanego przez Gminną Bibliotekę Publiczną we Frysztaku.
Opinia bierze udział w wyzwaniu bibliotecznym.
Zgadzam się z tym, że początek książki należy "przetrwać", by móc się nią cieszyć. Dla mnie warto. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :)
Usuń