Ads 468x60px

czwartek, 13 października 2016

XXVI Międzynarodowa Galicyjska Jesień Literacka - subiektywna relacja

XXVI Międzynarodowa Galicyjska Jesień Literacka to wydarzenie, którego celem jest odkrywanie tego, co w literaturze, muzyce i sztuce Galicji najpiękniejsze W tym roku na terenie Ukrainy oraz trzech wschodnich województw naszego kraju z inicjatywy poety Andrzeja Grabowskiego odbywają się spotkania autorskie i widowiska artystyczne. Festiwal łączący poetów, muzyków, malarzy oraz wielbicieli słowa z wielu krajów świata miał swoje uroczyste rozpoczęcie we Lwowie 27 września. Ponowie z tej okazji Biblioteka Publiczna we Frysztaku mogła gościć w swoich progach dwóch uznanych twórców.
We wtorek 4 października uczniowie z miejscowych szkół uczestniczyli w spotkaniu autorskim z Janem Dydusiakiem oraz Andrzejem Żmudą. Szybko okazało się, że panowie stanowią idealny duet, darzący się szacunkiem. Udowodnił to już początek spotkania, gdy obaj poeci przedstawili się nawzajem. Jak zażartował Dydusiak jego kolega po fachu tak genialnie go przedstawił, że dowiedział się o sobie kilku nowych rzeczy.
Rozmowa rozpoczęła się od opisu pierwszych prób literackich. I tutaj nieopatrznie poznaliśmy historię nastoletniej miłości. Otóż, jeden z gości przyznał się, iż napisał swój pierwszy wiersz do szkolnej koleżanki. Niestety ten romantyczny gest skończył się tym, że obdarowana dziewczyna zmieniła rodzajniki tego poematu, po czym wręczyła go innemu nastolatkowi. Po tym przykrym incydencie młody poeta nie napisał ani jednego wersu przez wiele lat. Czasem inspirację do nowego utworu można znaleźć nawet w kawiarni nad kawałkiem pysznego ciasta. Taki właśnie początek miał wiersz Adama Dydusiaka pt. „Kremówka”. Autor wykazał się w nim ogromnym poczuciem humoru, choć jak sam przyznał, pisze również dużo bardziej odważne liryki, których niestety nie mogliśmy usłyszeć ze względu na wiek większości zebranych.

Od lewej: Jan Dydusiak i Andrzej Żmuda
Nieco bardziej uważny obserwator mógł od razu zauważyć pewną płaszczyznę artystycznego porozumienia pomiędzy Andrzejem Żmudą a Janem Dydusiakiem. Obaj panowie przyznali, że piszą pod wpływem chwili. Obydwaj mają również wyjątkowy talent do portretowania słowem małych elementów rzeczywistości. Jan Dydusiak pisze najczęściej o emocjach przeżywanych konkretnym momencie. Sprzyja temu fakt, że twórca jest reporterem, od wielu lat mieszkającym w Australii. Poeta na Antypodach znalazł się nieco przez przypadek, gdy w trakcie starania się o wyjazd zagraniczny urzędnik nieopatrznie wysłał go na drugą półkulę. Sam publicysta twierdzi, że może gdyby na stałe osiadł w naszym kraju, jego wiersze byłyby głębsze, jednak poezja w przypadku tego autora wydaje się tylko skromnym dodatkiem do dziennikarskiego talentu, z którego jest dużo bardziej znany.
Andrzej Żmuda w trakcie spotkania nie mówił zbyt wiele, lecz dzięki temu jego wiersz „Panie kolego, czyli ballada o kinie Apollo” wywarł tak wielkie wrażenie na słuchaczach:

„Aż dnia pewnego
niepowszedniego
umarło kino
panie kolego

Umarło sobie
o tak zwyczajnie
jak bliski człowiek
umiera w wannie (...)
(...) Ale po śmierci
jak mi mówiono
do wielkiej bieli
jego ekranu

sfrunęły skrzydła
tak pełne światła
że razem z światłem
poszybowało
Kino Apollo"

W przypadku rzeszowskiego twórcy od razu da się zauważyć, że jest świetnym i wnikliwym obserwatorem. W swojej liryce doskonale zamyka niepowtarzalny klimat Podkarpacia oraz ludzi, których już nie ma. To też znany krytyk i propagator uznanych dzisiaj twórców (w tym Andrzeja Grabowskiego – pomysłodawcy Galicyjskiej Jesieni Literackiej).  Od 1995 r. jest redaktorem naczelnym rzeszowsko-warszawskiego wydawnictwa Ad oculos. Był współtwórcą jedynej w kraju serii „Antologia Polskiego Rocka” i „Antologii Disco Polo”. Otrzymał wiele nagród w tym Wielki Laur Poezji XXII Międzynarodowej Galicyjskiej Jesieni Literackiej, a także Złoty Dukat przyznany mu przez Prezydenta Miasta Tarnowa.

Reprezentacja Szkoły Podstawowej we Frysztaku wraz ze swoją nauczycielką M. Filip czekająca na podpis Jana Dydusiaka
  

Po miłym spotkaniu autorskim, goście bardzo cierpliwie dawali autografy zebranej młodzieży. Reasumując tegoroczna frysztacka odsłona Międzynarodowej Galicyjskiej Jesieni Literackiej była niezwykle udana. Wspaniali goście, piękna dekoracja oraz unikalna atmosfera wielkiego wydarzenia sprawiły, iż pomimo nieprzychylnej, jesiennej pogody warto było uczestniczyć w tym spotkaniu z poezją.

*

W powyższej relacji ujęłam w skrócie całą oficjalną część spotkania, lecz dla mnie osobiście to wydarzenie miało swój wyjątkowy ciąg dalszy, który był niejako wisienką na torcie. W trakcie spotkania otrzymałam, bowiem wyjątkowy tomik poezji Kochanowskiego. I nie byłoby w tym być może nic nadzwyczajnego, gdyby nie dwa fakty. Otóż ten wyjątkowo piękny egzemplarz otrzymałam z rąk pana Andrzeja Żmudy, który nie mógł wiedzieć, że Jan z Czarnolasu jest moim ulubionym poetą. Z kolei Ja dopiero w domu odkryłam, że sam wręczający miał niemały wpływ na wygląd i treść tej pozycji, gdyż sam dokonał wyboru wierszy do tego wydania.

Warto było czekać na podpis Andrzeja Żmudy, Autor zadedykował mi fragment wiersza Adama Asnyka

Gdy większość zebranych rozeszła się już do swoich domów (bądź też na lekcje) i panowie zasiedli do zasłużonej herbaty, miałam okazję jeszcze przez chwilę posłuchać rozmowy obu twórców. Dowiedziałam się, że obaj poeci lubią otaczać się książkami, co ma bezpośredni wpływ na wielkość ich zbiorów. Było też kilka chwil, by zastanowić się, czym tak naprawdę jest realna tęsknota za krajem, bo przecież wielu galicyjskich twórców mieszka w różnych zakątkach świata. Niespodziewanie wypłynęła także kwestia znaczenia polskiej literatury. Zastanawiam się, czy większość czytelników nie uważa rodzimej liryki i prozy za gorszą od światowych bestsellerów. Chyba, nie mamy się czego wstydzić, prawda?
Po wielkich emocjach postanowiłam usiąść między książkami i… poczytać. W pewnej chwili niedaleko mnie przebiegł niski bardzo energiczny jegomość. O Adamie Grabowskim słyszałam bardzo dużo dobrego, ale jak dotąd go nie spotkałam. Choć poeta mignął mi przed oczami tylko przez moment, to z wyglądu mocno skojarzył mi się z postacią pana Wołodyjowskiego z sienkiewiczowskiej trylogii.
Podsumowując, dla mnie ten wtorkowy jesienny dzień był magiczny. Wiem, że dla niektórych poezja to przeżytek, ale każdy z nas ma swój idealny moment, który tylko dla niego jest wyjątkowy. Ja właśnie taki moment przeżyłam w małej, przytulnej, gminnej bibliotece…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Czuj się jak u siebie i pisz co myślisz, nie bądź jednak wulgarny/a ani chamski/a. Będę wdzięczna za każdy komentarz.
P.S SPAM będzie bezceremonialnie usuwany. Jeśli chcesz polecić mi jakąś stronę, skorzystaj proszę z zakładki kontakt u góry strony i wypełnij tam odpowiedni formularz.