Autor: Maria Rodziewiczówna
Tytuł: „Hrywda" Wydawnictwo: Continental ISBN: 8385322086
Rok wydania: 1991
Liczba stron: 214 |
Czasem, niektóre książki wcale nie zachęcają, by wziąć je
do ręki. Do tej grupy zalicza się „Hrywda”. Pobieżnie kartując strony,
nieodzowne staje się skojarzenie z jedną z najbardziej znienawidzonych lektur.
Porównanie utworu z „Chłopami” Reymonta, jest,
jak się wydaje nieuniknione, ale co ciekawe książka Rodziewiczówny
kładzie nacisk na zupełnie inne aspekty, niż te podkreślane przez naszego
noblistę. Choć na początku ciężko wtopić się w przedstawianą rzeczywistość, to
jednak ostatecznie warto ją poznać.
No ale po kolei… Tytuł powieści to nazwa miejscowości, w
której umieszczona została akcja.. Zawzięty geograf znajdzie jej
odpowiednik na terenie dzisiejszej Białorusi, ale należy wiedzieć, że
kiedy autorka o niej pisze, tereny te należą do terytorium naszego kraju. Paradoksalnie,
czytelnikowi wydaje się, że ta wioska leży na końcu świata i doskonale nadaje
się na miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Główna oś fabuły skupia się wokół
losów dwóch rodzin. Huce są dosyć dobrze sytuowani, choć przez niektórych
uznawani za zdrajców, gdyż nie ukrywają, że żyją z usług dla właściciela tych ziem. W opozycji do nich wegetuje rodzina Hubeniów.
Sydor, głowa rodziny, tworzy istne piekło dla swoich bliskich. Jako nałogowy alkoholik
nie szczędzi swojej rodziny. Pod wpływem jednego z ataków szału katuje swoją
żonę doprowadzając ostatecznie do jej śmierci. Mogłoby się wydawać, iż takie
zachowanie powinno spowodować otrzeźwienie. Wśród ludności wiejskiej dominuje
jednak pogląd o biciu kobiet z miłości. Z dnia na dzień w chacie Hubeniów
zaczyna dziać się coraz gorzej. Głowa rodziny nadal przesiaduje w karczmie, a
wszystkie gospodarskie obowiązki przejmuje Kalenik.
Chłopak to sierota. Przyszedł do swojego wuja po śmierci
rodziców i po pewnym czasie stał się
prawdziwym gospodarzem. Książka to zapis roku z jego życia przepełnionego
bólem, strachem i nadzieją na lepsze jutro. Tym, co wyróżnia młodzieńca, jest
niespotykana miłość do ziemi przodków oraz zwierząt. Jego praca jest doceniana
przez wszystkich – oprócz domowników, co
powoduje coraz większą frustrację młodzieńca. Bohater pragnie poślubić Łucysię, piękną, pracowitą
dziewczynę, która mieszka z matką w jednym z najuboższych domów, Na
przeszkodzie staje zarówno opinia sąsiadów, jak i osobiste przekonanie
Kalenika, iż spełnienie pragnień będzie oznaczało zdradę przyjętych przez niego
przekonań, by jak najmniej kontaktować się z
dworem, gdzie usługuje jego ukochana. Punktem honoru staje się również
zapewnienie określonego stanu majątkowego wybrance, co jest rzeczą
niewykonalną, przy pijaństwie wuja. Pojawia się szansa by zmienić los, tylko
czy bohater to dostrzeże i wykorzysta?
Autorka obrazuje w dość specyficzny sposób ludność chło***pską.
Nie brak w jej naturalistycznych scen katowania i bestialstw wewnątrz
społeczeństwa wiejskiego. Niemal *każdym kroku obserwuje się znieczulicę, a stopniowo postępująca demoralizacja przeraża. Ludzie
nie boją się otwarcie okradać nie tylko dworu, ale również swoich sąsiadów,
Religijność jest na pokaz, bo przecież i tak prym wiedzie wiara w gusła. Na tym
tle Huce to swoista oaza dla głównego bohatera, który się jednak jej boi.
Chyba jedyną wadą książki jest jednostronne spojrzenie i idealizacja właścicieli ziemskich. Autorce nie udało się
ukryć swojego pochodzenia co widać w postawie łaskawego Pana, który w pewnym momencie przyzna, że jest pobłażliwy, gdyż raczej nie
wierzy w naukę zwykłych rolników, poza kilkoma wyjątkami. Taki punkt wynika prawdopodobnie z przeżyć
rodziny Rodziewiczówny, którzy byli zesłani w związku z pomocą w powstaniu
styczniowym. Po latach banicji młoda Maria wróciła do kraju i z czasem przejęła
folwark w Hruszowej.
Powrócę na chwilę do porównania „Hrywdy” z „Chłopami”. Nie da się ukryć
swoistych podobieństw. Zacznijmy od głównej tematyki utworu. Na tle innych
pozytywistów pisanie o ludności wsi nie
było niczym szczególnym. Rodziewiczówna zrezygnowała z kwiecistych opisów
przyrody, choć widać podział powieści na dwanaście rozdziałów zatytułowanych
nazwami miesięcy (od stycznia do grudnia). Autorka generalnie zastosowała
dialog, do pokazania działań postaci. Gdy u Reymonta powieść wydaje się opisem
hermetycznej społeczności, tutaj w tle mamy zarządcę folwarku, który choć w
fabule pojawia się sporadycznie, to jednak ma wpływ na życie ludzi.
Generalnie polecam podróż do literackiej Hrywdy, przede wszystkim ze
względu poruszające sceny i niezwykły obraz głównego bohatera. Osobiście jednak
nie preferuję mojego wydania, gdyż przypisy do tekstu są zamieszczone w
nawiasach, a nie u dołu strony, co może zakłócić rytm czytania.
***
Bardzo miło mi donieść, że ten tekst został nagrodzony w konkursie na recenzję tygodnia 9 - 15 września w portalu Lubimy Czytać
Lubię tę autorkę. Mam w domu dwie jej książki - "Jerychonka" i "Nieoswojone ptaki". Tę drugą już przeczytałam, a pierwsza wciąż czeka. Dzięki za polecenie kolejnego tytułu. :-) Na okładkach moich egzemplarzy autorkę wydawca porównuje do Jane Austen. Uważam, że niesłusznie, bo to zupełnie inny klimat niż u Miss Austen. :-)
OdpowiedzUsuńChyba rzeczywiście niezbyt trafne porównanie. Nie da się ukryć, że książka jest osadzona w polskich realiach i bardziej kojarzyłaby mi się Mniszkówna i jej "Trędowata" (choć opieram się jedynie na adaptacjach, a książki nie miałam jak dotąd w ręce) i to bardziej nie ze względu na treść, ale zbliżone dylematy niektórych postaci. Tylko czy to by się w dzisiejszych czasach sprzedało?
UsuńW latach 90-tych okładki książek były koszmarne, a przynajmniej ta taka jest :)
OdpowiedzUsuńZe względu na okładkę na pewno bym jej nie wybrała :) Zdecydował raczej przypadek. Książkę wybrała mi na chybił - trafił moja siostra.
UsuńStraszna okładka. Brrr.. Ale wnętrze już lepsze, czytając Twoją recenzję. Może się skuszę za jakiś czas. Teraz moje zaległości czytelnicze są koszmarnie dłuuugie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Życzę jak najszybszego nadrobienia czytelniczych zaległości. Przyznam, że Cię niezmiernie podziwiam, że tyle czytasz, biorąc pod uwagę charakter Twojej pracy.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Tej książki Rodziewiczówny nie posiadam, a mam ich parę sztuk. Koniecznie muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPolecam Ci ją. Znając już nieco Twój gust, myślę, że powinna Ci się spodobać.
UsuńZ Rodziewiczówną do czynienia jeszcze nie miałam, mimo że posiadałam kiedyś jedną z jej książek, ale...co się odwlecze... :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie :)
UsuńOstatnio czytana przeze mnie książka tej niedocenionej przez lektury szkolne pisarki, to Dewajtis. Ale wspominam dobrze także inne tytuły, przede wszystkim "Lato leśnych ludzi", którą polecam. Napisała bardzo wiele książek, ubolewam, że znam zaledwie 1/4, ale postanawiam się poprawić. Tak się składa, że lubię, cenię książki tego nurtu, które mają w sobie więcej prawdziwego patriotyzmu, niż też wszystkie ciężkie lewackie Tuwimy. Taką lit. warto promować. Kiedy patrzę na zdjęcia grobów takich ludzi jak pani Marii, jest mi przykro. Iluż to pseudo poetów/poetek wynosi się dzisiaj pod niebiosa a tych najwartościowszych skazuje się, jak za najgorszych stalinowskich lat, na zapomnienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Cóż, niestety zgadzam się z Tobą. Autorka była bardzo płodną pisarką, stąd znanie 1/4 jej utworów to powód do dumy. Ja zdecydowanie za mało czasu poświęciłam pozytywistom w szkole, gdyż wtedy wybitnie nie nadążałam z czytaniem kolejnych opasłych lektur. Teraz staram się, choć w części, nadrobić zaległości.
UsuńPozdrawiam serdecznie dziękując za komentarz :)
Kiedyś, przypadkiem, również sięgnąłem po "Lato leśnych ludzi" i potwierdzam, że to wspaniała lektura :)
UsuńW takim razie powinnam zacząć rozglądać się za tą lekturą :)
Usuń"Lato leśnych ludzi" było kiedyś lekturą, jeszcze za czasów młodości mojej mamy. Ją właśnie w szkole zarażono Rodziewiczówną. Mnie się "Hrywda" podobała ogromnie, choć np. "Straszny dziadunio" podoba mi się o wiele bardziej. Wielbicielom autorki polecam również bardzo gorąco Juliana Kawalca - to taka Rodziewiczówna w spodniach, pięknie napisane historie.
UsuńNotabene: bardzo dobra recenzja. :-)
Dziękuję za polecenie autorki, która była mi dotąd nieznana i miły komentarz.
UsuńRodziewiczównę czytywałam w czasach licealnych, może sobie przypomnę, powspominam nad lekturą:) Okładka chybiona, czyż nie?
OdpowiedzUsuńPowspominać zawsze miło :) Okładka to kwestia gustu, ale przyznam, że akurat ta nie zachęca do czytania. Na szczęście dla mnie okładka ma zwykle drugorzędne znaczenie.
UsuńZ książkami Rodziewiczówny bywa różnie. Jedne są świetne, inne niekoniecznie. Jeśli jednak ta jest interesująca, mogę się na nią skusić. ;)
OdpowiedzUsuńMoże tym razem warto zaryzykować?
UsuńZbieram jej książki,które teraz są wydawane jako kolekcja :) Na pewno kiedyś się zabiorę do czytania tych tomików ":) Potwierdzasz fakt, że warto czytać tę autorkę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest taka seria. Miło to wiedzieć.
UsuńPozdrawiam :)
Naprawdę nienawidzisz "Chłopów"? Jeśli tak, to w sumie byłby to kolejny dowód na to, że nie ma skuteczniejszego sposobu na zniechęcenie do danej powieści, niż umieszczenie jej na liście lektur szkolnych :) Biedny Gombrowicz i jego "Ferdydurke".
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Rodziewiczównę, to jej twórczości jak dotąd nie znam, a okładka książki zaiste jest odstręczająca. Recenzja bardzo zachęcająca.
Ha! Przeglądając komentarze pod wpisem, uświadomiłem sobie, że pióro pani Rodziewiczówny jednak znam - "Lato leśnych ludzi" wspominam bardzo ciepło.
UsuńAleż ja pisałam maturę z "Chłopów". Niestety nie udało mi się jak dotąd przeczytać wszystkich czterech tomów. Było to spowodowane tym, iż pisałam maturę z języka polskiego na poziomie rozszerzonym, a mając nauczanie indywidualne, gdzie jest mniej godzin, musiałam to jakoś zbilansować. Obiecałam sobie, że kiedyś nadrobię tę zaległość. Pierwsze dwa zdania mojego tekstu są w sensie ogólnym :)
UsuńOj to przepraszam, nadinterpretacja z mojej strony :)
UsuńP.S. Ja też nie zdążyłem przeczytać ostatniego tomu w liceum - będę musiał zabrać się za lekturę całej książki :)
Nic nie szkodzi :) Dziękuję za wszystkie komentarze.
UsuńTo prawda, niektóre książki odstraszają, tutaj czyni to okładka... Pomijając już jej okropną szatę graficzną jest jakaś sprzeczność między tytułem, a okładką... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTutaj niestety muszę się z Tobą zgodzić.
UsuńJeżeli gdzieś natrafię to chętnie przeczytam:) myslę, że mogłaby mi się spodobać :)
OdpowiedzUsuńWszystko to kwestia osobistego gustu, ale książkę polecam :)
UsuńSama chyba nie skusiłabym się na lekturę, ale - o dziwo - udało Ci się mnie zachęcić do takiej tematyki. Na pewno nie teraz, ale może kiedyś przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do lektury, choć jak zawsze podkreślam to tylko moje wrażenia. Przyznam jednak, że Twoja wypowiedź sprawiła mi sporo radości, bo niezmiernie lubię pisać o nieco zapomnianych książkach.
UsuńNa wielu blogach pojawiają się te same książki. Fajnie, że jest ktoś, kto wygrzebuje coś innego, coś, na co samemu można nie trafić.
UsuńSprawia mi to ogromną radość, kiedy mogę pisać o unikatach czy mniej znanych autorach, choć nie wykluczam oczywiście czytania nowości.
UsuńOkładka jest okropna :P Ale jak natrafię na tę pozycję to na pewno ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście niezbyt zachęcająca, ale na szczęście nie tylko ona się liczy :)
UsuńBardzo fajna recenzja i wcale się nie dziwię, że zostałaś nagrodzona na LC :) Wielkie gratulacje.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne.
Usuńnazwij mnie dziwną, ale Chłopów naprawdę przyjemnie mi się czytało ;) Hrywda też ma szansę mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńNie nazwę Cię dziwną, bo sama lubię tego typu książki i czytam Twoje recenzje z wielką uwagą :) Myślę, że "Hrywda" mogłaby Ci się spodobać.
UsuńMam tyle zaległości, a tu taka super książka. Nie wiem kiedy ja to wszystko przeczytam, ale na pewno będę musiała znaleźć czas na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńŻyczę w takim razie dużo wolnego czasu na czytanie :)
UsuńWróciłam właśnie z Białorusi, odwiedziłam Hruszawę i zapewniam,że "Dewajtis" wciąż szumi, jakkolwiek pień ma wyraźne ubytki, a to z powodu (jak mniemam) upojnych spotkań towarzyskich, a następnie opróżniania pęcherza. Smutne to, od frontu pamiątkowa tablica, a z tyłu ...
OdpowiedzUsuńParę listków dębu przywiozłam ze sobą (nie urwałam, leżały pod drzewem).
Przyznam się, nigdy nie czytałam książę Marii Rodziewiczównej, ale po powrocie do Polski z jedne dzień przeczytałam "Dewajtis", dwa dni poświęciłam na "Hrywdę".
Jestem pod wrażeniem, nie tyle fabuły, stylu itd. ale prawdy, takiej szczerej, od serca.
Brakowało mi tego i cieszę się, że pojechałam na Białoruś i odkryłam dla siebie Panią Marię.
Co do "Hrywdy" - zmieniły się tylko dekoracje, mentalność została.
Mam nadzieję, że Pani Maria, gdzieś tam z góry patrzy na nas - dziękuję, że była Pani, bo dzięki "Dewajtis" dała mi Pani siłę i wiarę, że dobro mimo wszystko zwycięża.
Alicja
Dziękuję Pani Alicjo za poruszający komentarz. Muszę przyznać, że jest mi przykro, iż te miejsca są przez wielu zapomniane.
Usuń